Mira Kuś,Zioła i amaranty, Księgarnia Akademicka, Kraków 2012 TUTAJ
Mira Kuś, Miedzy tym a tamtym brzegiem, Kraków. Do nabycia w Collegium Columbinum- TUTAJ
POEZJA W VII ODSŁONACH
I
Zaczynam od butów.
But jak wygląda każdy wie,
ale za jeden, dwa sezony, buty
będą już tylko wspomnieniem po butach,
a zimą osiemdziesiąt trzy lub osiemdziesiąt cztery
znajdziesz w encyklopedii pod b: Butt
Isaak (1813-1879), polityk irl., przywódca ruchu
na rzecz autonomii Irlandii bez zrywania
jej unii z Anglią. Bosymi nogami,
wbrew twojej woli, z musu, tracąc buty,
wskakujesz w politykę.
II
Płaszcz.
(Szkoda mówić).
Wisi na wieszaku – biorę się za bluzkę.
Ciemnobrązowa, miękka, anilana, A. D. 1977.
Pachnąca, wyprana (pól kilo proszku
na jednego członka związku), sportowa.
Mankiety i kołnierz z lekka przetarte,
a więc koncentrując uwagę czytelnika na powolnym rozpinaniu guzików
w końcu szybkim ruchem zdejmuję ją tak,
by dziur nikt nie zauważył. Ruch
jest szybki, lecz miękki i okrągły
i wzrok wędrujący za zagięciem ręki omija
zbyteczną w końcu bluzkę, wraca po ramieniu
spada na łeb na szyję
— grzęźnie.
III
Rzeczy położone niżej
są jak te położone wyżej.
Aby nie gorszyć ludu,
zdejmuję rajstopy. Lubicz 21,
Rakowicka 2, Szeroka 35, Aleja Niepodległości 4,
Bohaterów Stalingradu 86, św. Tomasza 43, Gagarina 9, Mysia 3
– podnoszenie oczek.
IV
Będziemy opiewać tłumy wstrząsane pracą, rozkoszą lub buntem;
różnobarwne i polifoniczne przypływy rewolucji w nowoczesnych stolicach,
wibrujące gorączką nocną arsenałów i stoczni podpalonych
przez gwałtowne księżyce; nienasycone dworce kolejowe,
fabryki umieszczone u chmur na krętych sznurach swoich dymów,
mosty podobne do gimnastyków – olbrzymów, awanturnicze statki
węszące za horyzontem, szerokopierśne lokomotywy
i lot ślizgowy aeroplanów. Będziemy opiewać człowieka dzierżącego kierownicę
której oś idealna
przeszywa Ziemię – nie wytrzymuję nerwowo,
przez głowę zdejmuję spódnicę.
V
Małe różowe cudo, odrzucone z eksportu.
Jedwab w białej pianie koronek i haftów.
Ciasteczko na porcelanowym talerzyku.
Landrynka.
Poziomka w bitej śmietanie.
Stokrotka, która się spłoniła. Malinowe lody
w białych obłoczkach waniliowego kremu.
Deser dla marzycielskich dyziów. Dzieło sztuki,
ready made. Koszulka.
Jakże ciału daleka
– 8.5 dolara, za szybą Pewexu.
VI
Gust mi podpowiada,
że nadszedł czas na figi.
Lecz tam, gdzie dzień powszedni
bije w twarz na odlew, któż będzie wprzódy myślał
o antypodach pleców – ruchem desperackim
zdejmuję biustonosz.
Tak… Cóż. Nie te lata… Nie sugeruję,
bynajmniej, że winien jest Zachód, chociaż my
nie szczędziliśmy trudu, a gospodarka narodowa traciła.
Że już nie wspomnę o uniesieniu i liryce w cieniu statuy,
podczas gdy u nas zdychały brojlery.
Zamiast mięsa będziemy mieć jaja.
Kobiety zaś przesunie się do darcia pierza.
VII
Wreszcie kolej na figi.
Figi pochodzą ze zrzutów: I love you, serduszko,
Kupidyn i strzała. Wszystko nadgryzione jednakże
zębem czasu. Figi, a dokładniej- idea fig- frywolna,
by nie rzec- wspaniała, wcielona w parę strzępków
przywiązanych do moich bioder mocną, ajencyjną sznurówką
– otóż i cała siermiężna rzeczywistość. Pomieszanie pojęć. Szatańskie chęci,
płacz i zgrzytanie zębów, demon na etacie. I teraz tylko
jeden ruch ręki a owe ubogie (ale czyste) strzępki odsłonią…
– Nie, zostaw mi Panie Boże ten skrawek iluzji,
tę jedną część ciała zostaw mi Boże wraz ze złudzeniami,
że chociaż w pokrzywach, to przecież do mojej wyłącznej dyspozycji,
to przecież moja własna i cała
z niepowyrywanymi nogami.
Z tomu Mira Kuś „Natura daje mi tajemne znaki”, Warszawa 1981
Kilkadziesiąt innych wierszy można znaleźć we wpisach na blogu.