Strona, niestety, stale w budowie (w końcu dopiero na starość zostałam e-budowlańcem,w dodatku samoukiem); na razie można zajrzeć do poniższych książek (tam także eseje krytyków, wypowiedzi czytelników):
Zioła i amaranty. Wybór wierszy (Tutaj nakład wyczerpany, zniknęły zatem recenzje; może gdzieś indziej się uda?)
Nie gromadzę skrzętnie recenzji z moich książek ba, większość z nich, niestety, umyka mi i nagle gdzieś, po latach, zupełnie przypadkowo wyławiam je z sieci.
Poniżej fragmenty tych recenzji, które udało mi się odszukać.
Z listu, który otrzymałam po wydaniu „Ziół i amarantów” od prof.dr.hab.Bogusława Doparta (za zgodą Autora):
„Należę do wielbicieli Twojej poezji, bo łączy dwie ogromnie trudne do skojarzenia sprawy: mądrość słowa i nieprzewidywalność słowa; myśl nie tylko sentencjonalną, lecz też, i przede wszystkim, sens międzysłowia, oraz kunszt intelektualnej gry i dyskretnej ludyczności”.
Krzysztof Lisowski,na okładce „Między tym a tamtym brzegiem”:
Mira Kuś […] jawi się tu jeszcze wyraźniej jako poetka oryginalna, osobna, o mocno ustawionym głosie.[…] Jej znakiem jest prostota, rzeczowość, spostrzegawczość, trafność, delikatne poczucie humoru, filozoficzna czułość, i wreszcie – mądra, nie udawana skromność. Zbiór „Między tym a tamtym brzegiem” zawiera utwory o niezwykłej lirycznej urodzie, czystym tonie, nadzwyczajnej klarowności obrazów i dykcji, mądre prostotą najistotniejszych doświadczeń. Zaiste, są to hymny na cześć istnienia. I warto docenić ich pokrzepiającą, pozytywną energię!
Bronisław Maj: „Natura daje mi tajemne znaki”- mówi poetka… Natura, świat, rzeczywistość– dają znaki każdemu; tajemnica dotyka i otacza wszystkich. Ale tylko bardzo, bardzo nieliczni potrafią te znaki zobaczyć i usłyszeć w zgiełku codzienności; i potrafią spojrzeć tajemnicy w oczy. A tylko niektórzy z tych bardzo, bardzo nielicznych umieją owe spojrzenia i znaki zapisać. Piękne wiersze Miry Kuś to takie właśnie zapisy.
Poniższe pierwsze zbiory nie miały szczęścia, bo w momencie ich wydania każdorazowo następował przełom dziejowy w Polsce: „Gdzieś jest ta oaza” (1981)- za parę dni ogłoszenie stanu wojennego (ponadto książka leżała w szufladzie redaktorki ponad 6 lat!); „Natura daje mi tajemne znaki” (1989r) -plajta wydawnictwa (jak i wielu innych oficyn wydawniczych w tym czasie) i nakład poszedł do magazynu (czasem pojawiały się później egzemplarze na Allegro,czasem w jakieś księgarence- antykwariacie). Jeśli chodzi o pozostałe zbiory, a właściwie o całość mojej poezji, to mam w zanadrzu wielce pochlebną recenzję Osoby, której światowe nazwisko wraz z odręcznie napisaną pochwałą opublikuję za jakiś czas; w każdym razie zanim skleroza zacznie mi wymazywać pamięć. (Istotnie nazwisko jest światowe, chociaż, jak wiadomo, ja do takich rzeczy nie przywiązuję wagi, ale tutaj chodzi o to, że ta znana w świecie sztuki osoba ma świetny gust literacki i jest bardzo powściągliwa w pochwałach).
Fragmenty niektórych recenzji zbioru „Przekłady z zieleni”, Plus, Kraków 2001
Karol Maliszewski, „Odra”1/2002
„…Ja wracam do Miry Kuś, wstępuję w oazę spokoju, ciszy i medytacji – PRZEKŁADY Z ZIELENI .Cała książka jest zielona, w listeczkach na okładce. Nawet słowa Tadeusz Nyczka zielone: „W czasach pełnych poetyckich ciemności, zwątpień i dramatów, Mira Kuś pisze lirykę pogodną, szukająca utraconej harmonii, nieśmiertelnego piękna wspólnoty słów i rzeczy. To jest niemal wyzwanie, niemodna śmiałość. Ale opłacalna; wiele wierszy jest czysta muzyką natury”. I ostatni wiersz Miry Kuś pt. „Moja prowincja”. Szkoda, ze nie zabrałem go jako argumentu w dyskusji toczonej w zamku Ranis w Turyngii. Temat konferencji brzmiał: ”Pisarz i jego prowincja”. Dodałbym jedno zdanie wzięte z wiersza Kuś: „jest tutaj miejsce na pamięć”. Wydaje mi się, że wszystkich w tym numerze omówionych twórców łączy wspólna cecha: pogłębiona pamięć”
Leszek Szaruga, Zeszyty Literackie nr78
„…Zupełnie inne napięcie między „życiem” i „poezją” odnaleźć można w wierszach Miry Kuś. Najnowszy jej zbiór- „Przekłady z zieleni”(Kraków,Plus,2001)- otwiera wiersz „Prawda”, w którego zakończeniu czytam:
co porabia prawda kiedy
mówię: żyję
tętno natury zlewa się w jedno z tętnem poezji
i pulsuje w moich skroniach
I tak właśnie być musi: prawda to przede wszystkim rytm- rytm natury nakładający się na rytm mowy, poezji. Przy czym istotnym efektem owego przenikania się rytmów bywa uruchomienie gry odwracającej porządek rzeczy, nawiązującej do dziecinnych zabaw językowych: „w ciszy lasu/tu rosną odpowiedzi/na które nie ma pytań”. To zresztą jeden z przykładów częstego w tych wierszach namysłu językowego pozwalającego „wysnuć powiązania głębsze/między „żyć” i „wyć”, ”cykuta” – „w butach””, ale też i dostrzec, w „mickiewiczowskiej” refleksji poetyckiej zatytułowanej Lilie rosną wysoko:
słowa czułe jak słowa
i delikatne jak słowa
Wiersze Miry Kuś ,tak przecież bliskie natury, wciąż przywołujące „leśne fiołki” czy ścieżkę wśród zbóż, są zarazem nasycone odwołaniami do mowy i języka. Te dwie sfery silnie się przenikają. Tytułowe „Przekłady z zieleni” to uwalnianie rytmów „niewysłowionej myśli” wyświetlonej w liściu przez słoneczne promienie (wiersz Puls). Prawdą tej liryki okazuje się właśnie rytm- tętnienie, pulsowanie. To prawda kreacji przeciwstawiającej- jak w wierszu Święto– „nieuchronności przemijania” przebijającą się ku słońcu „rumianą stokrotkę/na wilgotnej łące”. Dlatego tez opis bogactwa natury Wiejskiego cmentarza zwieńcza wyznanie:
nabieram chęci życia
Ten pozorny paradoks ma swój odpowiednik w żarcie poetyckim nawiązującym do dziecięcych zabaw:
Ciepło ciepło ciepło
coraz cieplej cieplej
jeszcze cieplej gorąco parzy
mróz śmierci
Mróz jednak- w innym wierszu- ożywia na szybach kwiaty, „znaki pamięci/dawane z cieplnej zapaści/ przez odrętwiałą naturę”, która wszakże musi się odrodzić. Pojawia się „nadzieja większa niż Świat”. Życie, chęć życia święci kolejny triumf. A zarazem narasta stanowiąca wyzwanie dla tej poezji wiedza o zamknięciu w nieprzekraczalnym kręgu milczenia- nie chodzi przy tym tylko o uwięzienie osoby, lecz także samej poezji, jak w wierszu Nigdy nie przekroczę z zamykającym go wyznaniem: „nigdy go nie wypowiem/sensu mego istnie nigdy nie ujmę w słowa”. Lecz nie jest to przecież w tej poezji sytuacja, która by określała słabość ludzkiej kondycji. Ta niemożność i to uwięzienie należą wszak do porządku natury, w której rozpływa się umysł, by sobie uświadomić- jak w Wiosennym lesie– że „nie ucząc się uczy// największa tajemnica/zamknięta w nim przed nim samym”.
AMK, ”Dziennik Polski” http://dzisiaj.dziennik.krakow.pl/archiwum/dziennik/2001/10.05/i/Pejzaz/pej35b/pej35b.html (ta strona jest obecnie w archiwum gazety)
Zieleń
Mira Kuś, Czytelnikom „Dziennika Polskiego” znana jakoautorka tekstów popularnonaukowych – publikowanych, niestety, z rzadka – jest także poetką, autorką trzech zbiorów wierszy: „Gdzie jest ta oaza”, „Natura daje mi tajemne znaki”, „Rajski pejzaż”. Ostatnio ukazał się kolejny tomik pani Miry, wydane przez krakowskie wydawnictwo PLUS „Przekłady z zieleni”.
Tytuł – podobnie jak poprzednie – odwołuje się do natury. Czyni to także, na tak zwanej ostatniej okładce, Tadeusz Nyczek, pisząc: Najlepszy i najzupełniejszy opis poezji Miry Kuś znalazłem w jednym z wierszy tego tomu: „tętno natury zlewa się w jedno z tętnem poezji i pulsuje w moich skroniach”. To przepływanie i pulsowanie rytmów poezji i natury ma swoje dalekie konsekwencje. Kamyk, deszcz, bordowa piwonia i przedwieczorna mgła szukają słów, by się wcielić, nazwać swoje ulotne istnienie; i odwrotnie, poezja szuka w naturze najgłębszej inspiracji, źródła natchnienia.
Rzeczywiście, wiersze z zielonego tomiku tętnią rytmem natury, wypełnia je słońce przefiltrowane przez liście, pełne są roślinnego trwania i zwierzęcej krzątaniny. Nawet wiejski cmentarz, miejsce skłaniające do równie banalnych jak słusznych refleksji o tymczasowości, ulotności życia, staje się czymś, co krzepi, przydaje witalności.
Tu odpoczywam,
nabieram chęci życia – pisze Kuś.
Odpoczywa, nabiera chęci do życia, bo cmentarz, strojny w lilie i jarzębiny, łopiany, rezedę i maciejkę tętni ptasim życiem, mysią, zapobiegliwą krzątaniną, tętni życiem.
Dla Miry Kuś, jak dla wielu z nas, skazanych na bytowanie w blokowiskach, w tunelach wielkomiejskich ulic, jeden bodziec, dźwięk lub zapach, staje się biletem uprawniającym do podróży. Poetyckiej i jednocześnie bardzo osobistej. Czyjś śpiew girlandą różanecznika zawisa na balkonie. Kwitnąca obok bloku jabłoń, zapewne ostaniec, ostatni świadek niegdysiejszego sadu:
Różane liściki zapachu
śle
do podkorowych areałów pamięci.
(…)
I pojawia się dom.
Z wszystkimi zapachami dzieciństwa.
Czy to nie dosyć?
Wiersze Miry Kuś to jednak także inny sposób na oszukanie grudniowo-blokowej, smutnej rzeczywistości. Poetka ucieka nie tylko w zieleń natury, nie tylko kryje się we własnej pamięci, ale także okrywa się najlepszym z pancerzy – humoru, nawet ironii, mądrej delikatnej, choć ostrej. Najlepszym przykładem – „Gdakanie”, „Mątewka, rozgwiazda”, wiersze odległe od przyrodniczego sztafażu, ale – jak sądzę – ogromnie symptomatyczne, wiele mówiące o autorce…
Fragment recenzji:
Bronisław Maj: „Natura daje mi tajemne znaki”- mówi poetka… Natura, świat, rzeczywistość– dają znaki każdemu; tajemnica dotyka i otacza wszystkich. Ale tylko bardzo, bardzo nieliczni potrafią te znaki zobaczyć i usłyszeć w zgiełku codzienności; i potrafią spojrzeć tajemnicy w oczy. A tylko niektórzy z tych bardzo, bardzo nielicznych umieją owe spojrzenia i znaki zapisać. Piękne wiersze Miry Kuś to takie właśnie zapisy.
Leszek Aleksander Moczulski w: „eSPe” nr 69,Weź, jeśli chcesz
Krzysztof Lisowski,na okładce „Między tym a tamtym brzegiem”:
Mira Kuś […] jawi się tu jeszcze wyraźniej jako poetka oryginalna, osobna, o mocno ustawionym głosie.[…] Jej znakiem jest prostota, rzeczowość, spostrzegawczość, trafność, delikatne poczucie humoru, filozoficzna czułość, i wreszcie – mądra, nie udawana skromność. Zbiór „Między tym a tamtym brzegiem” zawiera utwory o niezwykłej lirycznej urodzie, czystym tonie, nadzwyczajnej klarowności obrazów i dykcji, mądre prostotą najistotniejszych doświadczeń. Zaiste, są to hymny na cześć istnienia. I warto docenić ich pokrzepiającą, pozytywną energię!
Cała wypowiedź:
Nowy, siódmy w dorobku krakowskiej autorki, tom wierszy wydaje mi się najdojrzalszy z dotychczasowych. Zawiera utwory o niezwykłej lirycznej urodzie, czystym tonie, nadzwyczajnej klarowności obrazów i dykcji, mądre prostotą najistotniejszych doświadczeń. Cechuje je Miłoszowska „uważność” i czułość dla świata, głównie świata Natury.
Zbiór składa się z dwóch wyrazistych cykli utworów – dłuższy „Ląd” przynosi liryki osnute nutą nostalgii za własnym, być może już utraconym, miejscem na ziemi, „krainą domową”, krajowidokami dzieciństwa. Są to w pewnym sensie „pieśni niewinności”, w które wkradają się nuty o ciemnej tonacji, ukazujące już to, przed czym nie może obronić nas ocalająca, mitologizująca dawny pejzaż, dobra pamięć. Jednakże owo odpamiętywanie ewokuje dawną moc i czystość świata, jego pierwszych wrażeń, wartości, zachwytów.
Poetka patrzy na rzeczy tego świata okiem Naturalisty, erudycja nie przeszkadza medytacji, może nawet powoduje umocnienie się w słowie przedmiotów, widoków, rekwizytorium Domu, Łąki, Przestrzeni, zamieszkanej przez zioła, kwiaty i ptaki. Ale też przez człowieka, który w owym wiecznym „esse” stanowi element dziwnie umacniający. Tam człowiek jest dla świata czynnikiem istotnie konstytuującym, przez swoje patrzenie, przez swoje zdumione widzenie, dookolny byt.
Na uwagę zasługują zarówno poszczególne teksty, ich sekwencje, a przecież także pojedyncze mistrzowskie obrazy w rodzaju:
Kaczeńców trąbka złota
przez zagajniki
i łąki zielone
niesie wysoki ton wiosny
górne C rozdzwania kryształ powietrza
(Kaczeńców trąbka złota)
Zaiste, są to hymny na cześć istnienia. I warto docenić ich pokrzepiającą, pozytywną energię!
Cykl drugi, krótszy „Wyspa” – to reminiscencje z pobytu na szwedzkiej wyspie Gotlandii, Wyspie niezwykłej urody i niespodziewanych naturalnych cudów – pnących się róż, ptasich rezerwatów, ruin średniowiecznych katedr w Visby, tajemniczych, magicznych kręgów, pozostałości po Gotach, rozległych widoków na morskie przestrzenie.
To jakby wariacja na ten sam temat (swojego świata), ale wzbogacona o tony nowe. Zobaczenie skromnych i zadziwiających cudów świata. Namysł nad kwiatem, światłem, istotnością domowego chleba, pastwiskiem morza, rzeczywistością jakby nową, jeszcze nie oswojoną, ledwie uformowaną, przygotowującą nas do innego zrozumienia siebie-
Mira Kuś, fizyk z wykształcenia, znana i ceniona nie tylko w Polsce, uczestniczka wielu międzynarodowych antologii i programów literackich, jawi się tu jeszcze wyraźniej jako poetka oryginalna, osobna, o mocno ustawionym głosie. Jej umiejętności rozpięte są między wykorzystywaniem klasycznych motywów kulturowych (choćby: dwa pomieszczone tu wiersze z motywami greckimi) a nowoczesnym myśleniem erudyty, który swoje zawodowe i życiowe doświadczenie udanie przekłada na język liryki czystej. Poetka potrafi odczytać „znaki codzienności”, spokrewniając (jak niekiedy Miłosz czy wielki Czech, Miroslav Holub) wiedzę z intuicją poetycką. Jej znakiem jest prostota, rzeczowość, spostrzegawczość, trafność, delikatne poczucie humoru, filozoficzna czułość, i wreszcie – mądra, nie udawana skromność.
***
Fragment listu (za zgodą jego Autora) od Bogusława Doparta:
Należę do wielbicieli Twojej poezji, bo łączy dwie ogromnie trudne do skojarzenia sprawy: mądrość słowa i nieprzewidywalność słowa; myśl nie tylko sentencjonalną, lecz też, i przede wszystkim, sens międzysłowia, oraz kunszt intelektualnej gry i dyskretnej ludyczności.
Kraków, 17.05.2012
Wojciech Ligęza
Uroczystość istnienia. O wierszach Miry Kuś
Wydany na trzydziestolecie debiutu książkowego wybór wierszy Miry Kuś Zioła i amaranty gromadzi najcelniejsze utwory liryczne tej znakomitej, lecz wciąż zbyt mało znanej poetki. Kompromisy z gustem powszechnym w tych wierszach nie zostają zawarte, poetka nie liczy się z sezonową modą literacką i, podkreślając autentyczność doświadczeń, lekceważy przewidywalne rozwiązania artystyczne oraz myślowe. Czytelnik oprowadzany jest zatem po świecie osobistych, bywa, że osobliwych, fascynacji, obsesji, snów i lęków. W liryce Miry Kuś przypadki ludzkiego losu spełniają się na wielkiej kosmicznej scenie, ale też w kameralnych wnętrzach małego poszczególnego życia. Ten dwoisty układ odniesień warunkuje nieustający proces oswajania i rozumienia naszej chwilowej obecności w świecie. Człowiek jest myśląca drobiną wszechświata, która udziela świadomości bytom przyrodniczym i włącza je w krąg rozmówców. W milczącym dialogu, wciąż podejmowanym w omawianych wierszach, liczy się przede wszystkim nieustające zdumienie, że obcujemy z czymś niby znanym, lecz w istocie niepojętym. Chciałoby się powiedzieć najkrócej: według poetki praca zaangażowanego przeżycia nigdy nie jest wystarczająca, a każdy komunikat dotyczący natury uderza zniewalającą nowością.
Fascynacje naturą – u Miry Kuś uchwytną przez kontemplację i zmysły, nie zaś spekulacje intelektualne, ujawniają się w świetnych opisach przemian pór roku, studiach krajobrazowych, szkicach drzew, kwiatów, ziół. Osobną uwagę poetka poświęca ptakom. Na przykład w krajobrazie zimowym sikorka to „wysłannik koloru / okruszek tęczy w lodowym uścisku” (Sikorka modraszka). W zapatrzeniu i zasłuchaniu liczy się „mikrologiczny” konkret, gdyż w małych obiektach przyrody rozpoznawane są wyrafinowane arcydzieła stworzenia, w odbieranych dźwiękach natury – najlepsze kompozycje, o jakich tylko można pomyśleć. Natura objawia się tu za pośrednictwem metaforyki muzycznej. Oto triumfalne kwitnienie – zapowiedź przemiany, jaką przynosi nowa wiosna:
Kaczeńców trąbka złota
przez zagajniki
i łąki zielone
niesie wysoki ton wiosny
górne C
rozdzwania kryształ powietrza
(Kaczeńców trąbka złota)
Jednakże do rytmu natury człowiek nie potrafi się dostosować, dlatego elementarne wezwanie przybiera w omawianych wierszach kształt apelu (np. Werbel). Kalekie słowo poetyckie, traktowane tutaj z nieufnością, może zaledwie przekazać cień wyobrażeń o sensualnie odbieranym świecie. Nawet najbardziej wyrafinowane gry językowe pozostaną o krok w tyle za mistrzowską retoryką natury. Jak zaleca poetka, lepiej zdać na naturę i milczeć, niż ulegać pokusie efektownej grandilokwencji, czyli mnożyć „słowa kwieciste”, z których tylko znikoma część ma szansę naprawdę zakwitnąć (Kwieciste). Od pierwszego tomu poetyckiego Gdzieś jest ta oaza Mirę Kuś interesuje kwestia wyrażania. I tak instrumentarium językowe winno dostroić się do autentycznie przeżywanej, własnej i osobnej egzystencji oraz, co może nawet ważniejsze, rezonować z porządkiem natury, nawet gdyby słowo poetyckie stało się odległym echem tego wzoru (Szukam słów). W idealnym przepisie na wiersz trzy rytmy – natury, poezji i życia – pokrywają się ze sobą: „tętno natury zlewa się w jedno z tętnem poezji / i pulsuje w moich skroniach” (Prawda).
Nadmiar poezji jednak bywa denerwujący, ponieważ wiersz nie może służyć pustym popisom scenicznym. Artysta wybiera inne zadanie – trudniejsze, by w metaforach, frazach i rytmach utrwalić kształt opornej materii (Wieczór poezji). Przeczuwana poezja zawsze będzie gdzie indziej, może nawet blisko tego, co udało się wypowiedzieć. Wszelako każdy poeta marzy o zamieszkaniu w słowie, jak w domu. U Miry Kuś takie oczekiwania wiążą się z poczuciem bezdomności. Oto kilka zaleceń z Heideggerowskim pogłosem i pesymistyczną pointą: „granice poznania przesuwać […] zdania budować / żyć, myśleć / umierając bezdomnie między wierszami” (Bezdomność). Oczywiście oryginalne rozwiązania poetyckie w intencji mówiącej są czymś innym, niż idealny projekt, ale przecież Mira Kuś proponuje swoim odbiorcom poezję wysokiej miary – kunsztownego wyrazu, subtelnej wrażliwości, mądrej refleksji.
W utworach poetyckich Miry Kuś zauważyć wypadnie swoistą nadwrażliwość sensualną, w momentach szczególnego skupienia zdolnej do tego, co niemożliwe, czyli przekroczenia granic między światami, jak w wierszu Samotność: „jest tak cicho, że słyszę płacz roślin”. W tych utworach poetyckich do słów-kluczy należą „delikatność” i „czułość”. Wbrew obecnemu stępieniu zmysłów, bo widzialna jest tylko kiczowata jaskrawość, słyszalny – łomot przypominający trzęsienie ziemi, Mira Kuś preferuje dotyk delikatny, stonowane barwy, dźwięki pianissimo. Takie nastawienie rozszerza skalę doznań i przy okazji – podjęta zostaje dyskusja o utraconej i odzyskiwanej wrażliwości. Triada świętego Pawła zostaje tu zmodyfikowana, bowiem w liryku Tak to mniej więcej słynna sekwencja, czyli „zapis optymizmu” brzmi „nadzieja wiara / czułość”.
Lekki dotyk opuszkami palców wydaje się najwłaściwszą relacją ze światem. Zdawałoby się, że nazwy kolorów niewiele już w poezji znaczą, tymczasem w odczytywanych wierszach obfita, zróżnicowana paleta barw -przywraca rangę oku malarskiemu. Przytłumione, ukryte w bieli i nagle rozkwitające kolory, miękkie faktury, subtelne dotknięcia u Miry Kuś powołują do istnienia lepszą rzeczywistość, różną od danego nam brutalnego świata. Można w tym miejscu mówić o marzeniu zmysłów eliminującym gwałtowne wrażenia: „białe płatki głogu wyściełają ścieżkę / naga stopa pieści ich aksamit” (Moja prowincja). Takie zaproszenie dla zmysłów wymaga specjalnego języka artystycznego, a opisywany mikrokosmos przyzywa słowa dobierane pod względem łagodnych brzmień. Trzeba bowiem przezwyciężyć opór języka, ciężar języka. Miedzy wyglądem rzeczy a wyrażaniem zachodzi relacja równoległości, gdyż w ulotnych fragmentach postrzeganego świata, utkanego z mgieł, kropel wody, odblasków światła, ukrywa się poszukiwane ściszone poetyckie słowo (np. Lilie rosną wysoko, Czułych słów). W tej „poezji uważności” dokonują się wymiany między odgadywanymi przeżyciami tworów natury, a stanami wewnętrznymi mówiącego „ja”. W lirykach Miry Kuś obojętna natura ulega antropomorfizacji, ale również człowiek – jako istota przeceniająca swa przenikliwość poznawczą – uczy się od natury cierpliwej mądrości, albo przynajmniej – wyzbywa egotyzmu.
Epifaniczne porażenia pięknem i ekstatyczne zastygnięcia nie należą tutaj do zachwytów powierzchownych, gdyż poetyckiemu rezonowaniu z tym, co się objawia w trudnej do ogarnięcia wielości, towarzyszy biegła znajomość przyrodniczych rzeczy. Ważniejsza od recytowania wzniosłych poruszeń jest u Miry Kuś – często małomówne – przeżywanie. Czasami okrzyk zachwytu zastępuje pochwalną przemowę. Każda roślina, a pospolite trawy i zioła postrzegane są jako zjawiska niezwykłe, określana zostaje poprzez nazwę, jak ktoś bliski, choć odmienny w formie istnienia. Postrzeganie poparte jest botaniczną wiedzą, bowiem dla Miry Kuś księgą staje się Klucz do oznaczania roślin. Nie trzeba wcale wymyślać neologizmów. By stworzyć apologię i wyrazić myśl, że niezmierna i zróżnicowana w swym bogactwie jest natura, wystarczy dobrze znać leksykon przyrodniczy. Z samych nazw-haseł układa się poemat napisany w trochę już zapomnianym przez nas języku. „Magiczne zioła” choć służą adoracji, także promieniują świętością. Taki oto obraz wyłania się z pamięci:
macierzanka rozchodnik pięciornik i kuklik
mięta poziomka sadziec lebiodka dziurawiec
powój rdest krwawnica wrotycz ślaz
dziewanna polny bratek przytulia rezeda
– sznurem procesji jak powrósłem ściągnięte
w jeden snop
(Ziele)
U Miry Kuś natura bywa opiekuńcza, na sposób panteistyczny do niej kieruje poetka swe wyznania. Natura wysłuchuje spowiedzi, stając się wiarygodnym świadkiem ludzkiego istnienia. Dodaje otuchy, w jakimś sensie rozgrzesza, pozwala przezwyciężać depresyjne zapaści. W liryku Ciotka Bronka od Miodu przeczytamy „Natura / obejmuje mnie / krągłym ramieniem”. Podobne odczucia wielokrotnie zostają powtórzone (na przykład Przytul mnie naturo, Uprowadzenie). Natura, która nieustannie się stwarza, kojarzona jest tutaj z macierzyńskim łonem, a figura kuli, kształt krągły, chroniący przed zranieniem, odnosi się do poszukiwanego bezpiecznego rajskiego azylu (Brzuch, świat). W wierszach Miry Kuś, mówiąc najogólniej, byty przyrodnicze pojmowane są jak cud i dar, poetka podkreśla uroczysty charakter kontemplacji i często przywołuje obrazy liturgii i procesji – jako ślady ekstatycznych przeżyć z dzieciństwa (Requiem, Czerwone piórko gila, Zawilec). Missa solemnis sama odprawia się w pięknym krajobrazie. Na przykład wschód słońca kojarzy się z Podniesieniem: „dalekie wieżyczki wschodu / podnoszą zaróżowiony / krąg słońca” (Odwilż). Słowo zaklinające wyróżnia się u Miry Kuś spośród innych oznajmień – rzeczowych, opisujących. Wspomnijmy również o wierszach poświęconych oczekiwaniu na święto i o religijno-magicznym kręgu Bożego Narodzenia i Wielkanocy, kiedy przeżywanie szczególnego czasu pozwala nam na powrót stać się dziećmi.
Metaforyka liturgii i rytuału spotyka się u Miry Kuś z przedstawieniami malarskimi. Wystarczy prześledzić wariacje na temat światła i bieli, ale także sporządzić choćby pobieżny katalog odwołań – do miniatury chińskiej, pejzaży Caspara Davida Friedricha, wizji Kubina, rysunków Jana Dziędziory, autoportretów Jerzego Panka. W sposób niezwykle oryginalny Mira Kuś posługuje się pojęciami naukowymi, które, wchodząc w obszar lingwistycznych gier zyskują osobny walor poetycki. Przecież nieczęsto w słowniku polskiej poezji goszczą dendryty i aksony, neurony, księżyce Hipokratesa z Chios, odczyn Biernackiego czy hak (ośrodek węchu).
Uprzywilejowana zostaje w tej poezji intensywnie przeżywana chwila, ale również warto zwrócić uwagę na nieustannie dokonujące się metamorfozy. Dla Miry Kuś szczególnie interesujące są zapowiedzi zmiany: studiowanie zmieszanych pór roku, przebywanie w sferze pośredniej – między nocą i dniem, wychwytywanie przerw pomiędzy spokojem w szaleństwem żywiołów. To, co dla Miry Kuś jest najciekawsze w przyrodniczych spektaklach, pozostaje nieuchwytne, gdyż nie istnieje w zastygniętej formie, lecz nieustannie się staje. Światło przed burzą już się nie powtórzy (To dziwne światło), nigdy nie pojawi się podobna feeria czerwieni na zimowym niebie (Kandelabry mroźnego powietrza). Przeto zalecana jest przez poetkę postawa skupionego czuwania, zanegowania „ja” i roztopienia się w rzeczach przyrody (buddyjski ślad zostaje tu wskazany), uważnego wsłuchiwania się w na pół zrozumiałą mowę natury.
Jak pisałem, mówiąca łowi wrażenia w sieć zmysłów, ale też je porządkuje, analizując jednocześnie sposób własnego odczuwania. W tym punkcie naszej lektury należy zwrócić uwagę na pęknięcia jednolitej wizji świata, na kwestionowanie utopijnego ładu istnienia zgodnego z rytmami natury. Otóż człowiek – według Miry Kuś – jest „obcym ciałem” w naturze, kimś skazanym na przekleństwo świadomości, dręczonym troską egzystencji, naznaczonym cierpieniem. O dramatycznym rozdźwięku między światem przyrodniczym a ludzkim samotnym istnieniem przeczytamy w wielu wierszach krakowskiej poetki, na przykład w lirykach Trawa, Ścieżka, O włos. Inną niedogodnością, o której nie wolno zapominać, jest niemożliwość wyrażania w języku całej wielości istnienia i ukrytych w nim metafizycznych zagadek.
Znamienne dla idei poetyckich Miry Kuś są tytuły tomów Natura daje mi tajemne znaki oraz Przekłady z zieleni. Najkrócej rzecz ujmując: przesłania w zapomnianej mowie elementarnych żywiołów muszą zostać odszyfrowane, a wysiłek spostrzegawczości i wyobraźni poety można porównać do pracy tłumacza, który wybiera rolę mediatora między nie przystającymi do siebie porządkami – bezsłownym oraz tekstowym. W lirykach Miry Kuś sytuacja czytania pisma natury wciąż się powtarza. Pełny i do końca zrozumiały tekst nigdy się jednak nie odsłoni, na przekór marzeniu o pierwotnej jedności człowieka i całego kosmosu. Większość przekazów – nawet dla wytrawnego tłumacza – gubi się i roztapia. W wierszu Natura daje mi tajemne znaki małe ludzkie serce ma odpowiedzieć na wezwanie wielkiego wszechświata, a w liryku Zagubione w przekładzie (który ma tytuł identyczny jak opowieść Evy Hoffman o trudnościach przetłumaczenia własnego świata na inny język) ujawnia się różnica między bogatymi oracjami przyrody a ubogim instrumentarium poznawczym człowieka, który potrafi ocalić i przekazać pojedyncze rozsypane wersety wielkiej księgi natury.
Pejzaże dają się odczytywać jak listy, jak czasopisma z ciekawymi wiadomościami (np. Grudniowy poranek, Wiadomości). Dobre wiadomości to te, że przyroda sumiennie wypełnia swą odwieczną pracę, bo prawdziwie zajmująca jest zmienność w niezmienności. Mira Kuś relacje ze światem roślinnym odczuwa jak zaszczytne pokrewieństwo, jak rodzaj szlachectwa. Po stronie żywiołu ziemi znajdują się już umarli, a zatem są podobnie bliscy i niepojęci jak natura i jeszcze: mowa tajemnicy w tych wierszach objawia cię tyleż w epifanicznym zachwyceniu, co w ciemnych snach. Sfera pośrednia jest tutaj szczególnie ważna, gdyż zaledwie przeczuwane trudne przesłania w pół-śnie i pół-jawie mogą mocniej przemówić, wyrywając się spod kontroli umysłu. Jednakże obcujemy wciąż z powidokami, z niewyraźnymi śladami, gdyż nie sposób mirażów nocy przekładać „na język dnia” (Bernardyn z baryłeczką).
Dodajmy, że w poezji Miry Kuś natura kompensuje komplikacje życiowe, leczy z psychicznych ran, łagodzi cierpienie i sama w sobie jest argumentem na rzecz istnienia (najwyraźniej to zostaje powiedziane w wierszu Święto), ale również zasmuca, że trwanie jest dla nas niedostępne, bo dysponujemy tylko chwilami. Zmiany pór roku, poza niesłabnącym zachwytem, wyzwalają też refleksję o przemijaniu, ponieważ kolistość czasu natury dotkliwie przeczy linearności czasu ludzkiego. Ten czas się szybko wyczerpuje. Śmierć w wierszach Miry Kuś ma postać wielkiego uspokojenia, cichego zamknięcia, zjednoczenia z pierwotnymi żywiołami:
Kiedy już wszyscy będziemy mądrzy
kiedy już wszyscy będziemy po szkodzie
i w naszych rajach nastanie ziemia
szaleństwo w usta nabierze wody
– – – – – – – – – – –
palec Boży
na zamkniętych ustach
nic nie mów
nic nie mów zrobi to lepiej
cisza
(Kiedy)
Wzbogacona przez koncept językowy topika ciszy, wielkiego ostatecznego milczenia, bezsilności słów wobec Tajemnicy pojawia się w innych wierszach Kuś, m. in. w Śmierć ma zapach jaśminu, Pejzażu, Granicach, Słuchu, A kiedy już…). Gdy bowiem wszystko się wypełni „przeczytają mnie trawy” (Piwonie). Trwanie natury to jedyna dostępna namiastka niepojętej wieczności.
Sygnał sensualny – dźwięk, zapach, kolor, kształt – w omawianych lirykach otwierają przeszłość, pozwalają powracać do przeżyć dawnych, przechowanych w pamięci (np. Zapach jedliny, Gorące lato). Aktualne wrażenia odsyłają więc do sporego kapitału doświadczeń gromadzonych przez lata. W tej poezji ważne są opowieści o powrocie do kraju dzieciństwa, kultywowanie prywatnych mitów, wskrzeszanie świata najmocniejszych wtajemniczeń. Może przydarzy się cud restytucji tego, co utracone, może w mgnieniu zaistnieje ułomek czasu odzyskanego, albo – okaże się, że przeszłość jest tylko mirażem stwarzanym przez sentymentalny umysł. Zaklinanie i sceptyczny osąd towarzyszą poetce w wędrówkach ku przestrzeni dzieciństwa, która jest pomniejszonym rajem, krainą wyłączoną – mityczną, wsią o nazwie Rajsko. Ten punkt na mapie, świecący jak latarnia, rozprasza lęki nocy, wskazuje drogę do domu (Kraina dzieciństwa). Z drugiej strony jednak trudno twierdzić, iż przeszłość dana zostaje raz na zawsze. Przeciwnie, ona się zmienia wraz z narastaniem życiowych przygód oraz rozwojem świadomości. Wystarczy ruszyć w podróż, by sprawdzić to prawo. Rozpamiętywanie rzeczy minionych traci wówczas na atrakcyjności i sile, a z przeszłością konkurować zaczyna przyszłość: „Gdy oglądasz się wstecz przeszłość / jest już inna Jej nowe obrazy / czekają przed tobą” (W południe).
W ostatnim tomie Miry Kuś Między tym a tamtym brzegiem znajdziemy sugestywne opisy podróży na Gotlandię. Poetka bada fenomen krainy północy, istotę wielowiekowego niezmiennego bytowania, relacje natury i kultury, ale też stara się zrozumieć, czym jest życie na wyspie, otoczone przez żywioł wody. Odkrywanie nowej przestrzeni i gromadzenie nowych doznań wpływa na zmianę kreacji podmiotu. W lirykach podróżnych Miry Kuś do ról osobowych zachwyconego świadka przemian natury oraz melancholijnie usposobionego outsidera, który łowi głosy rzeczywistości, ale nie uczestniczy w społecznych akcjach, dołącza rozbitek, ktoś wydany na przypadki i szaleństwa przyrody, zagrożony, pozbawiony gruntu stałego i stałej tożsamości: „szarpany przez piranie omotany przez mątwy / wraz z glonami wyrzucony na brzeg / czegoś co nie istnieje” (Wyspa II). Zauważmy, iż metaforyczny (i filozoficzny) sens dotyczący ludzkiego bycia w świecie przekornie ujawnia się tutaj w parodii literatury przygodowej.
Głębokie przeżywanie spotkań z naturą, wyrażane zwykle w języku zachwytu, przesłoniło nam inny, istotny dla Miry Kuś temat. Otóż uroczyste istnienie, a także obrzęd i rytuał, uchwytne stają się w małych zdarzeniach, w codziennych, zdawałoby się, nudnych czynnościach. To, co niskie, przyziemne, paradoksalnie staje się wzniosłe. Mam na myśli intrygujące „wiersze kuchenne” tej poetki, o ciekawym przemieszaniu tonacji buffo i serio, którym mógłby patronować, wspomniany w liryku Sublimacja, Miron Białoszewski – niezrównany piewca łyżki durszlakowej. W cyklu Miry Kuś walka z „niebotyczną górą garów” godna jest epopei, codziennie odprawia się misterium sprzątania, a ścierkę do kurzu i miotłę zestawić można z atrybutami świętych (Dolo moja). W kuchni, wśród trywiów, przydarzyć się może lewitacja – signum świętości (Pani Hela tłucze kotlety). Kuchnia jest orkiestrą smaków i galerią dzieł sztuki kulinarnej przypominających dzieła malarskie (Kantata kuchenna). Od czasów Szenwalda nikt nie stworzył tak przekonującej apologii kuchni.
W utworach Miry Kuś kuchnia ulega baśniowej transformacji, jest miejscem magicznym, ale także mitycznym. Gospodyni domowa to wszakże „naturalna Demeter”, której cała przyroda jest posłuszna (Brzuch, świat). W kuchni niepodzielnie panuje kobieta. Gospodyni nie musi zastanawiać się nad sensem istnienia, gdyż sens od razu jest uchwytny, bowiem nakarmienie innych oznacza podtrzymywanie świata w istnieniu. Miejsce duchowych ćwiczeń zajmuje tutaj trud cielesny, dziwnie wysublimowany, bez wątpienia uszlachetniający. Wyrafinowany humor poetycki Miry Kuś polega na dysproporcji między kameralnym ładem kuchni, a porządkiem kosmicznym, między wykorzystującym hiperbolę uroczystym językiem a zwykłością codziennych zajęć. W cyklu kuchennym żartobliwa inwencja znacznie się ośmiela. Zapewne w tym przypadku udało się „przyłapać prozę na poezji” (W kuchni).
Podobne „przyłapanie” odnajdziemy w cyklu Poezja w VII odsłonach, który określić można mianem ballady tekstylnej. W relacji poetyckiej o częściach garderoby odzywają się cytaty języka potocznego, daje się też uchwycić echo PRL-owskiej zgrzebności, kiedy brakowało wszelkich użytkowych rzeczy. Mentalność zatroskanych polityków tamtej epoki zostaje świetnie podchwycona. Mira Kuś igra wieloma stylami, a szczególnie udana sekwencja opiera się na (ekscentrycznym) przywołaniu mowy manifestów literackich z początku przeszłego wieku. Jednakże marzeniu o nowoczesności, która obnażenie myli z wyzwoleniem, w tym zabawowym streap-tease’ie przeciwstawione zostaje prawo do prywatności.
W wierszach Miry Kuś nie sposób przeoczyć refleksji o bólu jako sferze osobnego doświadczenia. Do tego kręgu nie ma dostępu nikt z zewnątrz, choćby najbardziej pragnął nam współczuć. Ból zamyka w swych granicach całą osobę ludzką. Dotkliwy wymiar samotności i niewypowiedzianego lęku odsłania się właśnie poprzez ból (Transcendencja). Zatem nie da się pozostawić wykroczyć poza konkret cierpiącego ciała, bólu nie można tez oddalić przy pomocy pięknych metafor. W głębi bólu nie powstają wcale wiersze. Niewypowiedziane bierze nas w swoje posiadanie. Nieodmiennie ból przybliża istotę egzystencji. Jak pisze poetka „słowa zubażają ból / nigdy go nie wypowiem / sensu mego istnienia nigdy nie ujmę w słowa” (Nigdy nie przekroczę).
Na przeciwległym biegunie ekstatycznych pochwał istnienia umieścimy bliskie milczeniu wiersze o cierpieniu i śmierci. W lirykach Miry Kuś mocno zostaje zaakcentowana więź z naturą – w jej naprzemiennych rytmach pór roku, w nieprzeliczonych formach istnienia. Wyrzucony poza terytorium pierwotnego raju człowiek uczy się na nowo czytać szyfry natury, zdając sobie sprawę z wygnania w świat cywilizacji, dotkliwie odczuwając samotność i niewiedzę w kruchym i krótkim życiu, rozpamiętując ból – prawdziwie ludzką dziedzinę doświadczenia. Mira Kuś odrębną uwagę poświęca kwestii słowa poetyckiego, które źle przystaje do napotykanych rzeczy, albo zbyt łatwo nazywa to, co zaledwie przeczuwane. Poetka operuje szeroką skalą stylów oraz rodzajów wiersza – od lapidarności wyrazu po retoryczną zdobność, od przejmującego tonu serio po ironię, groteskę i humor liryczny, od zaskakującego konceptu językowego po aforystyczną precyzję oraz sprawnie ułożoną anegdotę. Nade wszystko, choć demaskacje wmówień i krytyczny sceptycyzm nie są poetce obce, liryki Miry Kuś wyróżnia czułość, tak rzadko spotykana w literaturze naszego czasu.
Druk w „Kontekstach Kultury” nr7,Bielsko-Biała 2011
Międzyświaty Miry Kuś– esej Elżbiety Morawiec w: Topos 5 (126) 2012
(…)Od debiutu w „Odrze” w r.1976 Mira Kuś wydała kilka tomików : „Gdzieś jest ta oaza”, „Natura daje mi znaki”, „Rajski pejzaż”, „Przekłady z zieleni”, „O, niebotyczna góro garów”, „Między tym a tamtym brzegiem”. Jak na swój dorobek, wiele znaczących nagród poetyckich Mira Kuś nie jest tak popularna, jakby na to zasługiwał jej znakomity dorobek. A przyczyna pewnie leży w tym, że poetka porusza się swobodnie w różnych stylistykach – głęboki liryzm sąsiaduje tu z groteską , aforystyczna forma z Whitmanowskim świata opisaniem. Głos Miry Kuś rozbrzmiewa w różnych rejestrach, dykcja jej poezji nie jest jednorodna jak np. u Szymborskiej, Herberta , Różewicza czy Białoszewskiego.
Mira Kuś (…) jest dzieckiem pięknej polskiej prowincji, która już dziś nie istnieje, choć tak nieodległe są czasy , kiedy cieszyła się świetnym zdrowiem. (…)
Ale Mira Kuś nie jest poetką prowincji –choć kraj lat dziecinnych niewątpliwie ukształtował najgłębszą istotę jej poezji – rozkochanie w naturze, czułą wrażliwość i sensualizm. Bo gdyby pytać o dowód tożsamości znajdziemy go na pewno w „Krainie dzieciństwa” :
Maleńka wieś w kotlinie
z trzech stron otoczona lasami
a z czwartej brak drogi
zimą zasypana niemal
po dachy śniegiem
wiosną i jesienią
odcięta od świata
błotnistymi polami
ten malutki punkcik
tak mały że niewidoczny na mapie
jest jak latarnia naftowa
uniesiona w ręce wysoko
i rozpraszająca mrok nocy
ktoś nią kołysze
daje mi znaki
To ona- moja dusza
Zwykły wiejski pejzaż i wpisana weń archaiczna jak dawność czasu naftowa lampa. Niby latarnia morska wskazująca duszy drogę do właściwego portu.
Ale jest i inny, zamknięty w aforystycznym skrócie dowód tożsamości, tej z wyboru :
Góry to góry
lasy to lasy
a woda to woda
poezja jest tym
co czyni się sobą
Wiersz niczym gnoma , a ileż w nim treści w tym, co nie dopowiedziane – istota własnej egzystencji, ale w tle – istota bytu ludzkiego w ogóle – tylko człowiek jest tym istnieniem, którego nie da się zamknąć w postaci trwania.
Głęboka więź z naturą, odczuwana wszystkimi zmysłami , nie wyłączając smaku! ( wiersz „Chleb”, mały poemacik o materialności szwedzkiego chleba, którego smak niemal czujemy) , owocująca wieloma wierszami z motywami łąki , jesiennego i zimowego pejzażu nie jest jednak więzią naiwną ani tylko sentymentalną . W wierszu „Święto” – „uroda natury argument „za” nie do odparcia” stanowi potwierdzenie sensu istnienia, ale już w pięknym „Przytul mnie naturo” w sielskie motywy natury wdziera się dramatyczna , znaczona cierpieniem ludzka egzystencja :
/…/
W bólu czerpię soki ,
w bólu rozkwitam ,
w bólu obumieram.
Przytulcie mnie, proszę
zieloną dłoń połóżcie
na mym rozpalonym czole.
Rosą mej krwi się pokryjcie,
soków utoczcie,
przyzwólcie, dajcie znak
waszej bliskości.
Poetka ma też świadomość okrucieństwa obecnego w naturze. Liryczny pejzaż jak „z chińskiej miniatury” kończy dramatyczna koda :
/…/
Jednym słowem wszystko było przygotowane do liryki,
gdy nagle w pejzaż wkroczył kot
z zakrwawionym wróblem w zębach.
Mimo swego pierworodnego zakorzenienia w naturze, poetka jak większość dzisiejszych współczesnych – jest można by powiedzieć wędrowcem czy pielgrzymem między światami. Między łąką a miastem, Polską i Gotlandią, ziemią i kosmosem- tam leży ów międzyląd czy międzyświaty Miry Kuś. W istocie skoncentrowany na kruchym, sensualnym ludzkim ja , które wciąż wyznacza sobie nowe lądy do poznania, nowe granice do przekraczania.
Świadome tego, czym świat współczesny ogranicza możliwość czystego liryzmu, jak w „Alicji w krainie czarów”:
Chciałabym pisać łagodne wiersze
delikatne liryki
świetliste pejzaże
chciałabym uciec
ale tzw. dzisiejsze czasy
wbijają zęby
w moją łydkę
staję więc
a rękach
spytacie państwo: i cóż to zmienia?
odpowiem: zmienia
mój punkt widzenia
Poezja Miry Kuś ma znakomite filozoficzne podglebie i przy całej świadomości dramatyzmu człowieczego losu, z wpisanym weń cierpieniem i bólem wyraża spokojną zgodę na los :
***
Śmierć? nie jest znów tak wielka
jakby się zdawało
śmierć jest dokładnie
taka jak ja cała
mieści się we mnie
i nie jest za mała
można powiedzieć śmierć
jak Wszystko
jest w sam raz.
Wśród wielości barw charakterystycznych dla te poezji niemałe miejsce zajmuje groteska. Jednym z najświetniejszych jej przykładów jest mikropoemacik „Poezja w VII odsłonach” , swoisty rozbiór garderoby od butów po figi, wpisany w zgrzebność i pseudoluksus PRL-u . Mira Kuś , jak kiedyś Białoszewski , ma też odwagę poetyckiego przetwarzania małych rzeczy codziennych ( cały tomik „O, niebotyczna góro garów”), z prozy kuchni wyciska kwintesencję humoru i liryzmu , m.in w wierszach „Ciotka Bronka od miodu” czy „Hela tłucze kotlety”.
Przy całej swojej wielobarwności ta poezja nie wstydzi się najprostszego przesłania , o potrzebie dobroci w człowieku , przesłania nie wolnego przecież od świadomości granicy, gdzie ludzka dobroć i czułość styka się z wrogością świata:
***
Ośmieliłam się być sobą
i gorzko płaczę
i siwieję po nocach
a jednak mówię wam
szukajcie tego
co w was najcenniejsze
słuchajcie głosu rozumu ale przede wszystkim
słuchajcie głosu serca
trudno oddzielić mądrość od dobroci
jednak najtrudniej jest być
po prostu dobrym
wiem trochę o tym
żeby nie zniszczyć miękkości
którą jeszcze chronię w sobie
trzeba mocnej ręki
„Umysł zaczepić na wyrazistym detalu”. Kilka uwag o poezji Miry Kuś– Karol Maliszewski
Pierwsza uwaga dotyczyłaby aury. Nad wierszami podobnie jak nad człowiekiem unosi się szczególnego rodzaju światło. Nie trzeba być uczonym filologiem, by zaczerpnąć z tego światła, by w zupełnie naturalny sposób otworzyć się na jego tchnienie. Chcę w tym miejscu powiedzieć, że najpierw jest powiew, czysta intuicja otwierająca się na czyjąś wyobraźnię i wrażliwość, przyglądająca się słowom filującym jak płomienie świec. Ten pierwszy kontakt inicjuje dalsze odczytywania i egzegezy. Pierwsze spotkanie z wierszami Miry Kuś przyniosło doznanie świeżości i naturalności. Nikt tu się szczególnie nie wysila, nie chce niczego udowadniać, a wiersze pisze tak, jakby oddychał. Do tej uwagi dodałbym następną, albowiem z poczucia naturalności wyrasta tu przekonanie o zrozumiałości świata i jego przekładalności, o wspólnocie doznań i znaków. Owocuje to zaufaniem dla świata, jego prawdomównej sensualności, szukaniem pociechy w tym, co podsuwa świat. Nie szuka się uogólnień, zawierza się poszczególności. Cudnej poszczególności najdrobniejszego istnienia. Są jeszcze ludzie na tym świecie słyszący radosną i złotą trąbkę kaczeńców w kwietniu. To jest ważne dla nich. Przeżywają to głęboko, próbują stwarzać literackie odpowiedniki tego odnalezienia, ocalenia i scalenia, tego momentalnego jednoczenia się z naturą. „Natura, świat, rzeczywistość – dają znaki każdemu; tajemnica – dotyka i otacza wszystkich. Ale tylko bardzo, bardzo nieliczni potrafią te znaki zobaczyć i usłyszeć w zgiełku codzienności; i potrafią spojrzeć tajemnicy w oczy” – pisał Bronisław Maj na marginesie wierszy Miry Kuś zgromadzonych w tomiku „O, niebotyczna góro garów”. Ta refleksja mogłaby dotyczyć wielu innych poetów podobnie jak Mira Kuś uciekających z… No właśnie z czego? Z miasta? Z pewnego języka? Z dominującego dyskursu poetyckiego? Jeżeli ucieczka, to może właśnie w stronę tajemnicy, w stronę samotności w obliczu natury, jej rozsianych a godnych tropienia znaków. Ci poeci „przytrzymują się listka drżącego na krzewie bzu aby nie stracić równowagi”.
Trzecia uwaga dotyczyć może dookreślania specyfiki poezji jako medium pośredniczącego w kontaktach człowieka ze samym sobą i obrazami świata podającymi się za nasze i własne. Mira Kuś zdaje się twierdzić, że poezja jest po to, by uwyraźnić osobowość, nadać jej charakter. Poezja ma uczynić swego wyznawcę sobą, osobą pewną swej osobności. To nie przypadek, lecz mądrość dalekosiężnie zachodzącej gry słów, że osobowość w brzmieniowym sensie jest tak blisko osobności. Na pytanie „razem czy osobno?” osobowość odpowiada, wybierając to drugie. Na to samo pytanie, często pojawiające w wierszach Kuś, człowieczeństwo odpowiada, wybierając to pierwsze, czyli solidarność, współczucie, empatię. Plącze się między wierszami cień paradoksu (ta domowa liryka okazuje się więc liryką filozoficznego paradoksu) dotyczącego współuczestnictwa i współbycia. Bohaterka czuje się częścią wielomiliardowej ludzkości, ale jednocześnie robi wszystko, by cieniutki głos mrówki zza źdźbła trawy brzmiał osobniczo, osobno. Paradoksom nie ma końca, bo za chwilę ów indywidualizm roztapia się bądź też wypala, ukazując się na tle przyrodniczym i rodzinnym. – Jestem o tyle, o ile jestem częścią pulsującego ogromu – mówi się zza kadru. A kadr to dziwnie znajomy, bo ukazujący rodzinę głęboko zakorzenioną w małopolskiej ojczyźnie, zanurzoną w więzach pokrewieństw, podobieństw i przytoczeń. Wtedy czytamy wiersze, których aura skojarzyła mi się ze znanym określeniem dotyczącym liryki Tadeusza Nowaka. Pozwolę sobie jednak na zmianę. „Drobnodomowe obroty wyobraźni” znaczyłyby tu zaufanie do ludzi i rzeczy najbardziej znanych. Tu poezja czepia się bliskich żyjących i tych ze starych fotografii, apokryfów i legend, poezja czepia się sprzętów, czynności i narzędzi codziennego bytu, obawiając się pustki wielkosłowia, zadęcia jakiejkolwiek generalizacji. Tu poezji czepiają się słoneczne nitki humoru i ciepłej ironii, najlepszych sprzymierzeńców w dbałości o to, by zbędny patos i zadyszka klasycysty nie zmusiły do wypowiedzenia czegoś, co będzie bliskie harmonii lotnych fraz, a jednocześnie zbyt dalekie od niefrasobliwości i niesłowności życia.
Poezję rodzi się między ścianami zwykłego mieszkania w bloku. Tu nieraz wystarczy odsunąć szafę, by coś zaiskrzyło, wyzwalając proces wspominania i kojarzenia, nazywany przez Mirę Kuś codzienną poezją w zasięgu sprzątającej ręki. Ujmujące w tych wierszach o stającej się osobowości, i bardzo mi bliskie, jest snucie opowieści na kanwie przypadłości i doświadczeń prawie trywialnych, brulionowych, ulotnych. Dokumentalizmowi, surowości i sensualizmowi tych zapisów towarzyszy nieśmiałość i nieufność względem wielkiej metafory i zbyt uniwersalnego przesłania. W tych codziennych drobiazgach, odpadkach procesu poznawania siebie i rzeczy, w olśnieniach danych bohaterce dążącej do sformułowania na własny użytek definicji życia jest najwięcej prawdy i siły. „Umysł zaczepić na wyrazistym detalu”, a sytuację liryczną wyprowadzić z doznania widzialnego i widocznego, tworzonego przy intensywnym udziale starannie wyostrzonych pięciu zmysłów. Ta „detaliczna” poezja ma jednak swój zaświat, swojego boga i skłonność do osobliwej transcendencji. Jak się już rzekło, jest nią z jednej strony sztuka, rozumiana także jako poszukiwanie nie nazbyt wydeptanych ścieżek w gęstwinie słów, zaś z drugiej strony jest nią przyroda, wypowiadająca tu zazwyczaj pierwsze i ostatnie słowo. Być może jest tak, że Mira Kuś tworzy jedną z ostatnich tak intensywnie pogańskich i roślinnych poezji. Porozumienie poetki ze światem kłączy, płatków, korzeni, koron i kor jest zdumiewające. Po doświadczeniach awangardy wielu sądziło, że powrót do ekstatycznie przeżywanego rustykalizmu (i to w sercu wielkiej aglomeracji miejskiej) już nie jest możliwy, a tu, proszę bardzo, w co drugim wierszu otwierają się drzwi prowadzące do zmyślonego lasu i w niezmyślony gąszcz świeżych jak poziomki słów.
Szukając niszy, oazy, sposobu na życie na uboczu, szukając miejsca dla swojej ludzkiej i poetyckiej prywatności, Mira Kuś wypracowała coś – i byłby to może ostatni paradoks kojarzący się z tą twórczością – co poza prywatność daleko wykracza i bliskie jest wszystkim tym, którzy choć na chwilę chcieliby odnaleźć siebie samych pośród cudzego przeżywania świata i życia. Nad wierszami podobnie jak nad człowiekiem unosi się szczególnego rodzaju światło. Rzadko kiedy ma się do czynienia ze światłem tak ciepłym, serdecznym i ludzkim. Tu na pewno nie trzeba być uczonym filologiem, by zaczerpnąć z tego światła i żyć dalej w przekonaniu, że zobaczyło się coś z wiarygodnej prawdy i naturalnego ładu.
Między tym a tamtym brzegiem – recenzja wyboru wierszy Miry Kuś „Zioła i amaranty” — Ewa Sonnenberg, „Odra”, nr 7-8, 2013
„Looking Mystery In The Eye”: An Introduction to Mira Kuś– by Karen Kovacik
Like Czesław Miłosz and the Chech poet Miroslav Holub before her, Mira Kuś knows how to „decipher the signs of dailiness,” observes poet and critic Krzysztof Lisowski. Human quirks,routines, and rituals abound in her poetry — the next-door neighbor drilling beyond the wall, the philosopher Immanuel Kant lapping his coffee from a demitasse to deliver more oxygen to his lungs, or an herb-laden village procession for the Catholic feast of the Assumption, hauling a rustic altar with carved saints. In her close observations, Kuś manages to be both naturalist and anthropologist, equally attuned to plant life and human custom, yet as Lisowski has noted, „Her erudition never obscures her capacity for meditation.”
Kuś comes from a family of teachers identified with the political opposition during the Communist era. Her occasional political poems often evaded the government censor because of the subtlety of her approach. According to critic Karol maliszewski, Kuś’s „documentalism” is matched by „a profound reticence and mistrust of … the universal message.” Her 1986 „Poem in Seven Veils,” a Salome-like striptease in seven acts, chronicles the absurdities of life in a centrally planned economy: the foreign-curency Pewex stores where one could buy Western goods not otherwise available in Polish, the regime’s propaganda that blamed the West for all of Poland’s economic woes but never mentioned the Soviet Union, and the shortages of basic goods like shoes and underwear. Yet even her critique of materialism is not without wonder. „She is one of very few writers,” poet Brinisław Maj tells us, „who, while observing and listening to the tumult of ordinary life, manages to look mystery in the eye.”
Born in the city Gorlice, Kuś has a degree in physics from Jagiellonian University in Krakow. her poems about the natural world combine astonishment with skeptical irony, derived from occasional flashes of scientific diction.Witty reappraisals of domestic life also appear in her poems. She has published eight collections, and her work has been published widely in such Polish-languages journals as Kultura (Paris), Zeszyty Literackie, and Odra. Translations of her work have also appeard in Germany, Hungary, Ukraina, Slovenia, the United States and in several other countries. A frequentparticipant in international literary programs, Kuś lives in Krakow.