HRABAL I KOTY
Ten smutny komik, „król komików”, jak sam siebie nazywał, szedł przez literaturę na koniuszkach palców stwarzając lekkie, surrealistyczne obrazy podszyte tęsknotą i melancholią, z delikatnie zarysowanym bólem istnienia i heroizmem życia. O tym, co drzemie na dnie duszy klowna, Bohumil Hrabal decyduje się mówić otwarcie dopiero za sprawą kotów.
Koty zawsze były miłością Hrabala, pojawiają się na kartach niemal wszystkich jego dzieł, ale dopiero w „Auteczku” (imię jednej z kotek), prozie z 1983 roku, autor przedstawia głęboki konflikt emocjonalny narratora ( w domyśle samego Hrabala), w który popadł był za widoczną przyczyną kotów.
To koty sprawiły, że niemal kafkowskie poczucie winy, winy niezawinionej, wpisanej w ludzkie istnienie, za którą człowiek musi zostać ukarany, a którą Hrabal, jak sam wyznaje, dręczony był od wczesnego dzieciństwa, zostało w pewnym momencie urealnione- wina stała się konkretna i wydawało się, że można ją odpokutować.
Otóż w swoim wiejskim domku pod Pragą, w Kersku, bezdzietne małżeństwo Hrabalów hodowało swoje koty, z początku pięć, a w ostatnich latach życia Hrabala już 24! Latem pisarz mieszkał na wsi z kotami, zimą zaś codziennie rano przyjeżdżał z Pragi do Kerska aby nakarmić swoich podopiecznych i popracować przy biurku w wiejskiej ciszy, która za sprawą stada kotów przestała być ciszą, a stała się piekłem kocich awantur i figli oraz ciężkim od przytłaczającej niepewności -co dalej?- milczeniem. Lecz po każdym powrocie do Pragi lub, jak kto woli – ucieczce przed kotami, Hrabal również nie mógł pisać, ponieważ dręczyła go myśl , co też te jego koty porabiają; same, być może głodne i zmarznięte. Wtedy zaczęła do Hrabala docierać racja jego żony…”Co będziemy robić z tyloma kotami?”
I kiedy znowu narodziło się dziesięć kociąt, sześć z nich Hrabal uśmiercił, powodowany zarówno bezradnością, jak i odpowiedzialnością. „Będę musiał wykonać tę katowską pracę(…), ja który kochałem koty, więc ja byłem także tym, który je musiał likwidować”. Narrator, który nazywa się tak, jak i pisarz, Bohumil Hrabal, miał tak uporczywe i silne wyrzuty sumienia, że wina urosła do rozmiarów winy Raskolnikowa ze „Zbrodni i kary”. Dopiero wypadek samochodowy, z którego pisarz niemal cudem uszedł z życiem przyniósł mu pewną ulgę i częściowe odkupienie winy. Chociaż Hrabal lubił figlować z czytelnikiem i, jak twierdził, posługiwał się „uściślającą fantazją”, dane biograficzne oraz wypowiedzi pisarza w paru głośnych wywiadach wskazują, że narrator i autor „Auteczka”, to w zasadzie ta sama osoba – świadomy pisarz, który wie, że cierpienie bywa inspirujące.
Po śmierci przyjaciół, stryja Pepina i żony osamotniony Hrabal coraz częściej rozmyślał o przepowiedni kerskiej wróżki Marzenki, która kiedyś powiedziała mu, że zostanie pisarzem, ale też przyjdzie na niego taki czas, że powiesi się na wierzbie, rosnącej na jego parceli. Pamiętał, że któregoś dnia z tego powodu, a rozmyślał o samobójstwie przez całe lata, obciął swojej wierzbie wszystkie gałęzie. Bo gdyby go jednak zabrakło, kto nakarmiłby koty? Koty, które kochał, ale i nienawidził za to, że „żądały” od niego zbyt wiele.
Stosunek Hrabala do kotów był niemal transcendentny: „Człowiek młodnieje jedynie w oczach zwierząt, staje się młodszy dzięki temu, że żyje na koszt żywiołów… Wobec obumierającego ciała jestem (dzięki zwierzętom – przyp. mój) tak trochę nieśmiertelny…”. No i przecież, w gruncie rzeczy, „nie chcę się wieszać, chcę jeszcze coś napisać”- czy to też kocia sprawka? Bo na pewno „zbawiony zostanę tylko dzięki miłości do kocurów, chociaż każdego dnia najchętniej bym je zastrzelił, ale kto nie chciałby zastrzelić Boga, gdyby Go można by o trafić”.
Epilog dopisało samo życie: starość, choroba, samotność i depresja okazały się w końcu silniejsze od woli istnienia i Bohumil Hrabal, przebywający długi czas w szpitalu, 3.lutego 1997 roku „wyfrunął’ na bruk ;karmiąc ze szpitalnego okna gołębie, jak podała prasa, co jednak nie wygląda na prawdę: trudno sobie wyobrazić, aby prawie zupełnie unieruchomiony przez chorobę stawów starzec brnął do okna i stawał na jego parapecie po to, by nakarmić gołębie. Jak widać, Hrabal nawet po śmierci wykreował mit na swój temat. Mit, w który wpisał się, nieco młodszy od wielkiego prozaika, wielki czeski poeta Miroslav Holub (gołąb). W niecałe półtora roku po śmierci Bohumila Hrabala „odleciał”, również przez okno, w Wieczność.
Mira Kuś
można przeczytać także TUTAJ
*)Ilustracja zaczerpnięta z „Księgi dżungli” R.Kiplinga