CHEMIA ZAUROCZENIA
Przyspieszony oddech, rumieniec, uczucie błogości, wszystko to zawdzięczamy „narkotykom” produkowanym przez nasz organizm
Nadeszła wiosna i chociaż „okres godowy” człowieka trwa cały rok, to właśnie wiosną doping natury jest wystarczająco duży, by poczuć „burzenie się krwi” i wzmożoną tęsknotę za aktywniejszym życiem oraz nowymi doznaniami, może nawet zakochaniem się, a żeby było bardziej romantycznie – od pierwszego wejrzenia.
Kiedyś uważano, że siedliskiem miłosnych uczuć jest serce, chociaż tu i ówdzie lokowano je w wątrobie. Dzisiaj wiemy, że za miłosne burze odpowiedzialny jest mózg i produkowane przez niego substancje chemiczne, a namiętne uczucie stanowi rodzaj narkotykowego oszołomienia. Nie wszyscy ulegają mu jednakowo łatwo, tak jak nie wszyscy są jednakowo podatni na narkotyk i skłonni do uzależnień.
Abyśmy mogli popaść w miłosną euforię, najpierw musi w nas coś „zaiskrzyć” czy nawet „razić nas gromem z jasnego nieba”. Na ten ostatni przypadek, przypadek miłości od pierwszego wejrzenia, nie ma mocnych. Jest to prawda stara jak świat i pisał o niej Owidiusz „W sztuce kochania”. W uczucie takie, które spada na nas nagłym pożarem zmysłów, wikłamy się szalenie i bezrozumnie, nawet jeśli nie jest ono całkowicie odwzajemnione. Co wywołuje w nas „zaiskrzenie” czy też poczucie „rażenia gromem”? Czy jest to uroda, wdzięk, powab, ładna sylwetka, ujmujący uśmiech, psychiczne ciepło, a może poczucie humoru i inteligencja zauważalna już w pierwszych wypowiedzianych zdaniach? I tu spotyka nas pierwsze wielkie rozczarowanie. Jak wyjaśnia nauka, ów poryw serca, owo pierwsze serdeczne drgnienie ma miejsce… w nosie. Otóż w nosie znajduje się – u zwierząt w formie wyraźnie wykształconej, u człowieka zaś w formie szczątkowej (ale, jak wykazały badania z ostatnich lat, pracujący sprawnie) – narząd lemieszowo-nosowy nazywany w skrócie NLN. Jest on bardzo czuły na „zapachy” specjalnego rodzaju, i to na minimalne ich stężenia, tzw. feromony.
Można powiedzieć, że NLN wyczuwa nie zapach, lecz budowę chemiczną feromonów, które – jak się uważa – są bezwonnymi substancjami chemicznymi wydzielanymi przez ciało. „Zwykłe” zapachy, doświadczane przez nas codziennie, odbieramy za pomocą narządu węchu umiejscowionego w naszym nosie głęboko, u jego nasady, NLN natomiast znajduje się blisko nozdrzy i z organem węchu oraz zapachami nie ma nic wspólnego. Komórki receptorowe NLN wychwytują feromony i przekazują informację do układu limbicznego (podwzgórze, ciało migdałowate, przegroda i hipokamp), który kontroluje czynności popędowo-emocjonalne, np. uczucie głodu lub popędu płciowego. Przypuszcza się, że feromony człowieka są steroidami, związkami chemicznymi, które pochodzą od męskiego i żeńskiego hormonu płciowego: testosteronu i estrogenu.
Oprócz feromonów gatunkowych istnieją także feromony osobnicze, przypisane do konkretnego osobnika. I to one właśnie powodują, że nagle czujemy, iż zostaliśmy ugodzeni strzałą Amora. Romantyczne ideały, zdrowy rozsądek, a nawet, w pewnej mierze, gust i poczucie estetyki idą w kąt – we władzy odpowiedniego rodzaju feromonów stajemy się ślepi i głusi. Zauroczeni.
W świecie zwierzęcym feromony, czyli substancje przekazujące sygnały chemiczne, są wszechobecne. Wyodrębniono feromony różnego rodzaju, jak płciowe, obronne, alarmu, śladu, znaczące terytorium i inne. Ba, tego typu substancje wykryto także w świecie roślin. Jeśli idzie o człowieka, to badacze wciąż zajmują się rozpracowaniem jego feromonów oraz funkcją narządu nosowo-lemieszowego, nazywanego też popularnie szóstym zmysłem. W ostatnich latach zauważono między innymi, że w pocie ludzkim z okolic pachowych znajduje się coś, zapewne feromon, co powoduje, że pod jego wpływem kobieta, mając wielu panów do wyboru, lgnie do partnera z zestawem genów możliwie różnym od jej genomu.
Sprawdzano to, dając do powąchania grupie pań parę przepoconych męskich podkoszulków. Okazało się, że „po węchu” kobiety wybierały tych samych partnerów, co i na pierwszy rzut oka, w dodatku partnerów genetycznie od nich odległych, co jest podstawowym warunkiem do spłodzenia zdrowego potomstwa. Te zadziwiające substancje działają również na osoby tej samej płci – stwierdzono, że kobiecy pot z okolic pachowych z zawartym w nich ewentualnym feromonem może zaburzyć cykl menstruacyjny innych kobiet, znajdujących się w pobliżu. Badanie wykonane przez Marthę McClintock z uniwersytetu w Chicago wyglądało następująco: od jednej z kobiet, które dla celów doświadczalnych zgodziły się razem zamieszkać, pobrano pot z okolic pachowych. Następnie usunięto z niego wszystkie składniki zapachowe. Otrzymany w ten sposób bezwonny i bezbarwny płyn badacze wcierali w górną wargę pozostałym kobietom. Po kilku miesiącach okazało się, że cykle menstruacyjne tych kobiet zostały zsynchronizowane. Podtekst tego „posunięcia” natury jest jasny: jeśli jakaś osobniczka w moim pobliżu ma owulację, to należy ją „wykosić” i samej wykorzystać szansę na złowienie reproduktora i współopiekuna mojego potomstwa…
ciąg dalszy w: Dziennik Polski, 29 III 2003
Mira Kuś