Zanim zapłoną nasze biblioteki
Ołtarz Wita Stwosza oglądamy (i właśnie odnawiamy) w Kościele Mariackim w Krakowie
dzięki Karolowi Estreicherowi
Może się kiedyś spotkamy
w liściu lub w korzeniu – na razie żegnamy Przyjaciół.
Kondukt smutnych myśli, niedobrych przeczuć i ostatnich listów
snuje się we mgle
nie dospanych snów.
Opary unoszą się znad stawów,
pobliski las, do niedawna pełen gwaru, zamilkł.
Obłuskane krzaki borówek, schnące pędy czernic i malin.
W osikowym zagajniku ślady po stopach grzybiarzy
zarosły trawą.
Nigdy nie miałam dość siły, aby opuścić ten czas,
kiedy unosiły się tutaj dziecięce głosy
kąpiących się i zbierających leśne jagody i runo.
To przesądziło o wszystkim.
Żwir chrzęści pod butami. Labirynt alejek.
Babie lato jak nic Ariadny snuje się od bramy wzdłuż ścieżek.
Przeszłość mieszka w labiryncie nerwów.