Zanim zapłoną nasze biblioteki
J.Frede, Fictional landscape 1
Co jakiś czas otrzymuję przesyłki z książkami, niekoniecznie wydanymi w ostatnim czasie. Dostaję je głównie od przyjaciół, ale też od osobiście nieznanych mi czytelników mojej strony. Pomyślałam, że nie od rzeczy będzie zarekomendowanie pozycji, które są warte uważnej lektury i jako takie mogą sprawić czytającemu przyjemność. Z drugiej strony wiadomo, że dzisiejszy czytelnik nie ma cierpliwości do długich tekstów (a ja z powodu bólu kręgosłupa nie mogę przesiadywać przy biurku pisząc), będą to zatem rekomendacje jedno- lub dwuzdaniowe, które co jakiś czas będzie można znaleźć w moim blogu.
Z książek przeczytanych ostatnio:
Karol Maliszewski, Jeszcze inna historia, Poznań 2015
Nawet moralista rzuca mięsem, gdy widzi, że ”gadanie do świata” to groch o ścianę.
Kazimierz Nowosielski, Przykładanie ręki, Sopot 2015
Nowa sielskość. Wieś staje się miastem, a miasto gubi się i drwi.
Waldemar Żyszkiewicz, Taki lajf. Tejk 7.0, Sopot 2016
Zaczynam ósmy krzyżyk i oglądam się za siebie: nie, nie żal mi, niczego nie żałuję –zdaje się mówić podmiot liryczny.
Ponadto red. Piotr Czyżyk podesłał mi wiadomość: ”Bruno żyje” i przysłał zdjęcie książki, która właśnie wyszła w Grudziądzu
— Ryszard Milczewski-Bruno, Podróże bez klucza.
Jest to zbiór felietonów przedwcześnie zmarłego poety, dla którego język –gramatyka, semantyka– nie stanowiły barier: budował swoje zasady; i to z interesującym efektem. Książki nie czytałam, bo na razie nie dotarłam do niej, ale znam poezję Bruna, a także dobry gust Czyżyka, anonsuję ją zatem bez zbytnich skrupułów.
Jednocześnie przypominam, że na stronie prof. Romana Antoszewskiego jest zamieszczona w całości (w wersji sieciowej) jego jedyna książka beletrystyczna „ Kariera na trzy karpie morskie” (biblioteka sieciowa chwilowo zawieszona). Książka napisana niedługo po wyemigrowaniu z Polski na stałe, a więc kiedy jeszcze język ojczysty był dla autora naturalnie „giętki”. Na poły rzeczywista, na poły oniryczna autobiografia, której zaletą są kapitalne, groteskowe opisy stosunków panujących w pracy w polskich zakładach i na wyższych uczelniach za głębokiej komuny, a czego posmak do dziś jest u nas wyraźnie obecny.
Na marginesie: Myślę, że koniec komuny będziemy mogli ogłosić dopiero wtedy, gdy feudalne stosunki pomiędzy „kierownictwem” i „załogą” na wszelkich szczeblach hierarchii w naszych miejscach pracy staną się zwyczajnymi, zdrowymi stosunkami międzyludzkimi. Czyli nigdy– podpowiada mi Szalony Moher. Ależ nie, nie chodzi o idealne stosunki, to niemożliwe, ale takie, gdzie czasem ktoś i owszem– podłoży świnię koledze (cóż, człowiek to tylko człowiek), ale nie na odwrót, nie na odwrót.