Magia nazwiska czyli kwaśne winogrona

Zanim zapłoną nasze biblioteki

 

winne gronofot. z sieci, bez autora

Zawsze byłam zdania, że artyści powinni być osobami nieznanymi z twarzy i z jakichkolwiek bliższych szczegółów dotyczących ich życia, a rozpoznawalnymi jedynie po tym, co napisali czy też skomponowali lub namalowali; nieznanymi dla wydawców, krytyków, odbiorców sztuki. Bo po pierwsze, dzieło powinno mówić samo za siebie, bez podpierania się osobą autora, po drugie, wiedza na temat życia twórcy zaburza odbiór dzieła. Wiedza ta powoduje, że skłonni jesteśmy albo dodawać dziełu wartości, albo mu jej ujmować, ponadto mamy tendencję do doszukiwania się w utworach treści tam nieobecnych lub do niedostrzegania treści w nich zawartych. Po trzecie, kiedy sława, splendor i profity (oczywiście nie mówię o wynagrodzeniu za pracę) nie mogą być skonsumowane, bo nazwisko czy pseudonim autora nie jest identyfikowany z osobą, kończą się kłopoty z „nadprodukcją” – tworzą ci, którzy robią to bezinteresownie, a właśnie bezinteresowność jest koniec końców podstawowym warunkiem Sztuki. No i po czwarte, kiedy „przebija się” sam utwór, rywalizacja (bo ludzie zawsze będą grać) jest w miarę czysta; przy okazji odkrywamy jak łatwo można książkę pisarza A wziąć za utwór pisarza B, wiersz autorstwa C przypisać poecie D… Nazwisko bez jakiegokolwiek suportu (np. dla wszystkich twórców jedno nazwisko—Kowalski 1,…,n), występujące w przestrzeni publicznej jako numer katalogowy, musi kryć bardzo utalentowanego i pracowitego twórcę, żeby wyróżniało się spośród innych numerów… Taki pomysł to rzecz jasna mrzonka, chociażby z tego powodu, że człowiek na ogół usiłuje zaznaczyć swoją obecność w stadzie poprzez zwracanie uwagi na swoją osobę, a egoizm i próżność ludzka bywają zatrważające. Jednak, jak zwykle, od reguł istnieją wyjątki i takimi zdumiewającymi, wyjątkowymi przykładami są tutaj m.in.* Norwid, Emily Dickinson, Leo Lipski czy Jakub Deml … niestety, nazwiska te „nie żyły” współcześnie z ich posiadaczami, do czytelników „przebiły się” po śmierci ich właścicieli. Literacka?, polityczna? społeczność „ukarała” wybitnych artystów za to, że nie podjęli oni (z różnych względów) społecznej gry i „wypisując się z tłumu” zrezygnowali z walki o zaznaczenie swojego terytorium w stadzie?

Tutaj przypomina mi się jedna z zabawnych historii o tym, jak działa magia nazwiska: Swego czasu na renomowany konkurs poetycki pewien żartowniś wysłał pod pseudonimem mało znany wiersz Adama Mickiewicza, a szacowne jury nie nagrodziło go nawet jakimś dalekim wyróżnieniem. Skandal wybuchł dopiero wtedy, gdy ktoś z czytelników rozpoznał wśród wydrukowanych wierszy –jako pokłosie konkursu– poezję wieszcza! Żartowniś, który się ze śmiechem przyznał do „happeningu” został ukarany jakimiś naganami (już dokładnie nie pamiętam). A należało mu się!: żeby tak wystawiać na pośmiewisko szacowną komisję, a Mickiewiczowi dawać prztyczka w nos…

Co by jednak nie powiedzieć na temat mieszania dzieła sztuki z nazwiskiem jego autora, to jeśli chodzi o samo odczytanie utworu— osobowość autora jest nie do ukrycia dla wnikliwego oka, nawet za gardą rzemiosła i wymyślonej fabuły. Z dzieła można wydedukować bardzo wiele o jego autorze, czasem aż niektóre zdarzenia z życia twórcy. I to powinno wystarczyć.
Lecz jakże dodaje ducha czytelnikowi taki fakt. Jeśli o mnie chodzi, to w ogóle nie interesuje mnie, co mają do powiedzenia ci, którzy rozmyślnie pracowali na niekorzyść swoich ojczyzn (dla nazwiska właśnie, profitów, sławy…). Zresztą ślady tych niecnych czynów odciskają się w dziele ich autorów niczym ukryte linie papilarne, zaznaczone sympatycznym atramentem …

*) W drugiej połowie swego życia, już jako znani pisarze, zniknęli z życia literackiego (=politycznego) –wyrażając niezgodę na poczynania polskich elit–mi.in. Zbigniew Herbert, Gustaw Herling-Grudziński, Marianna Bocian.

***

Nieco o poezji, poetach i włażeniu z butami w ich intymne życie w następnym wpisie.

*

Z Codziennika:

1) Bajka z sieci.
2) Nie oddamy nawet guzika… No przecież, stale piszę, że w razie czego możemy liczyć tylko na siebie; (chyba, że interesy wielkiego mocarstwa będą zbieżne z naszymi — nie ma sojuszników, jest jedynie ew. zbieżność interesów); „57% Niemców nie wsparłoby swoich sojuszników, takich jak Polska, w razie inwazji ze strony Rosji.”-S.Hambura; Niemcy pokazują minimum solidarności sojuszniczej
3) -:)

This entry was posted in artykuł, Codziennik, notki o literaturze i literatach and tagged , , , . Bookmark the permalink.

Comments are closed.