Witaj w moich stronach, Internetowy Wędrowcze, jeśli chcesz odpocznij, proszę, przy poezji
Dziewięć wierszy zimowych
plus jeden
na każdy sezon
GRUDNIOWY PORANEK
Z mgły
nieoczekiwanie
wyłaniają się oszronione drzewa i krzewy.
Biali kurierzy czyjeś obecności,
niosący mgliste listy
z tajemnymi pieczęciami.
W nieruchomych szatach, białych, misternych koronkach;
w wykrochmalonych, sztywnych krezach,
w których chronią miękkie, czujnie wyciągnięte szyje.
Cisza głęboko skrywa niepokój.
A jeszcze głębiej ukrywa – spokój. Wielki, bezbrzeżny
dar łaskawy odległych, śniegowych pól
ludzkiego umysłu.
Sprawy najprostsze. Czy spadnie śnieg?
Czy powietrze straci głowę i zawiruje
białymi śnieżynkami?
Zapach mlecznej porannej kawy
zakotwicza płynne kształty. Powoli
pojawiają się kontury i wyraźnieje krajobraz
pod znużonymi powiekami.
Jakiż to ptak
zaczyna nagle swą piosenkę?
XII 2004
ZIMOWA RYCINA
Znakomita widoczność.
Kreski ogołoconych drzew
rylcem wyryte w powietrzu;
wyglądają zza nich
pokryte śniegiem dachy starej wsi.
Za oknem stoi zimowa rycina,
jej namacalna głębia wciąga umysł.
Jest to rycina
z ruchomymi ptakami, wielkości muszki,
które przefruwają przez rysunek;
i z dymem
unoszącym się z kominów.
Z szarych chmur w głębi rysunku
zaczyna padać śnieg.
Zza horyzontu ciszy
dobiega ujadanie burka.
Kreska się pogrubia, bo wielkie, białe płatki
rozmazują kontury.
Wyrazisty obraz niknie w tle,
apla śniegu
staje się pierwszym i jedynym planem.
Z rysunku słychać stłumione,
dalekie nawoływanie
poprzez zamieć
i czas.
MINUS TRZYDZIEŚCI
Zeszklony potok
Metalowa poręcz mostka
chwyta dłonie i nie puszcza Ściska
lodową obręczą Mróz aż parzy
Brzozowy zagajnik
jak wycięty ze szkła podchodzi szybą
do stawu Ktoś tnie diamentem
tafle lodu ktoś raszplą
piłuje zmrożone okowy
Wkrótce
wszystko cichnie
Mróz tężeje
Srebrzysty pstrąg strumyka
na białym półmisku z lodu zastyga
Cieniutka smużka dymu
unosi się z komina
Cisza
WERSALKA
Kwiaty mrozu na szybach
znaki pamięci
dawane z cieplnej zapaści
przez odrętwiałą naturę
a myśmy już dawno
położyli uszy
po sobie
tu leżymy
o tu
LAS STOI W BIELI
Najdelikatniejsza pora
sezon dla ciszy
i wyobraźni
i dla ciepła
cynfoliowe papierki
po cukierkach
rozkwitają na śniegu
była tutaj dzieciarnia
jeździła na sankach
jeszcze widać ślady płóz
jeszcze zza pagórka słychać
wesołe pokrzykiwania
śnieg prószy
zasypuje ślady
siwizną pokrywa
czyjeś włosy
i czyjaś twarz tu zostaje
zmrożona szronem
JAWA
Pomalowane szarą bielą
gałązki w glinianym dzbanku
wychylają się z jawy
w grudniowy sen,
który się śni
brzozie za oknem
rosnącej na zboczu
osiedlowego wzniesienia.
Białe, przyprószone srebrnym brokatem
nie z brzozowego świata, na dębowym biurku,
chyba roślinni anieli…
Za szybą
zniknął horyzont, bo śniegowe połacie
zlewają się z niebem, pod śniegiem
całe niebiosa. Spod zasp
wyglądają wierzchołki drzew
i ogony komet…
Wychylam się z loggi
w niebieskie sfery Wszechświata;
w czyjś sen
albo w czyjąś jawę
WIGILIJNE POPOŁUDNIE
Sikory z żółtymi brzuszkami,
w błękitnych czapeczkach przysiadają
na zielonych jodłowych gałązkach,
wśród których wiszą skórki słoniny
i ciasteczka z nasion- bożonarodzeniowe drzewko
na balkonie, ptakom na wysokościach,
niech się stworzenie raduje.
Mróz przestępuje z nogi na nogę,
chucha w dłonie.
Słońce zachodzi czerwono
– okrągły brzuszek gila
za chwilę zeskoczy
z gałązki horyzontu
i gwiazda
zapali się na niebie.
Człowiek
odezwie się
po ludzku.
ZAPACH JEDLINY
Zapach jedliny w pokoju
rozwija rulon pamięci
zielony arras przetykany żywicą
i lukrowanymi pierniczkami
Padające płatki śniegu
łączą niebiosa z ziemią
obudzone dziecko mówi:
powietrze zachorowało na odrę
Marzenia zakutane w szaliki
ślizgają się przed szkołą Ogród
naciągnął śniegową pierzynę na uszy
a jabłonie i grusze schowały swe dłonie
w białe mufki
Gorący jeszcze żużel dymi na ścieżce
Czas biegnie po nim gołymi stopami
wyparowuje życie
stygnie żar
ZZA OŚNIEŻONEGO LASU
Zza ośnieżonego lasu słońce wysuwa
złoty nos. Mróz.
Ale nie ma odwrotu. Świat toczy się dalej
i trzeba wstawać.
Ściana, do której mówiłeś w nocy
odwraca się tyłem i zaczyna chrapać;
chyba, że to znowu sąsiad,
który kocha wiertarkę.
Słońce rozpryskuje się
na lodowych soplach zwisających z dachu,
złote skry sypią się na śnieg. Wzrok
nabiera jasności, przenikliwe
spojrzenie powietrza prześwietla cię
na wylot. Widzieć lekkość
co za szczęście.
* * *
góry to góry
lasy to lasy
a woda to woda
poezja jest tym
co czyni cię sobą
Wu Guanzhong, Zimowe słońce
Wiersze ze zbiorów z lat 1974-2010
A tu świąteczna opowieść:
Pingback: Chrystus się nam narodził - Boże Narodzenie - Mira Kuś
Pingback: Zapach Jedliny: Mirosława Kuś - Grudniowy poranek | Białczyński