Weź, jeśli chcesz
Leszek Aleksander Moczulski o tomie wierszy Miry Kuś O, niebotyczna góro garów
w: eSPe, Kwartalnik Katolicki, nr 69, 2004
Zacznę od osobistej refleksji o modlitwie. Najpierw jest cisza. Naszą osobistą, najbardziej osobistą modlitwą –jak się wydaje— jest cisza, w której powstają więzy z Nieskończonym i Jego nieskończonością. W ciszy doświadczamy, że słucha i słyszy nas Bóg. Przed Nim przede wszystkim milczymy, pełnią naszego życia.
Powoli nasza modlitwa wewnętrzna przemienia się w słowo ku Nieskończonemu. Ale te pierwsze słowa nasze, „po ciszy” są jak pierwsze kiełki kwiatków czy traw marca, delikatne. I chociaż już są słowami modlitwy, jeszcze wypełnia je echo ciszy.
W tym właśnie miejscu –tak to przynajmniej rozumiem—może rodzić się cudowna poezja skierowana ku Nieskończonemu.
Próbując okiełznać nieco mój entuzjazm do istniejącego w tej właśnie przestrzeni czyjegoś wiersza, czyichś słów poetyckich, słów pośród ech ciszy, nie mogę powstrzymać się od powiedzenia, że jeszcze nie czytałem tak pięknego wiersza współczesnego o Poranku Wielkanocnym jak wiersz Miry Kuś w wydanej ostatnio jej książce poetyckiej.
W modlitwie prywatnej, w poezji wyciszonej do głębi, dzieje się z nami coś dobrego i pięknego. Witamy wraz z Poetką Poranek czy też jesteśmy zaskoczeni, tak samo jak ona, brzaskami Jutrzni, Barankiem, który przychodzi do każdego z nas ze swoim zmartwychwstaniem, wiarą, nadzieją, miłością, pięknem budzącej się do życia przyrody i mówi weź, jeśli chcesz.
Chłodne żonkile marca
Chłodne żonkile marca
i dźwięczny głos wilgi
wabią życie
otwieram oczy
i nowy dzień
jak biały baranek
podchodzi do mnie
i liże moje dłonie
na ich wewnętrznej stronie
powoli rozkwita serce
weź
jeśli chcesz
Ale oto już po uniesieniu ducha świątecznym, już natłok dni powszednich, ze wszystkimi sprawami, pytaniami o sens życia, nie zepchniętymi na dno duszy, wprost przeciwnie, wpisanymi w codzienną dolę dnia. Dnia pełnego naszych zmagań, które mogą być radosne, jeśli mają podobać się Nieskończonemu. Ale także nasze dni, gdy jesteśmy jakby dotknięci przez Boga, gdy jak mówi Poetka, dotyka na palec Boży i zamyślamy się nad treściami przeżywanego przez nas dnia.
Dolo moja
O
niebotyczna góro garów
w kuchennym zlewozmywaku
nie pokonam cię dzisiaj
nie pokonam cię jutro
nie pokonam cię nigdy
chociażby życie było
jak różewiczowy poemat długie
jak różewiczowy poemat
pełne surowej prawdy
i surowego piękna
które każą mi walczyć
z codziennym chaosem
z zasypującym mnie
codziennym kurzem
bowiem ziemia łaknie
i łaknie bez przerwy
od dnia naszych narodzin
w kółko piorę wycieram
sprzątam i zamiatam
wciąż ze szmatą w ręku
nawet w podniosłych chwilach
kropla potu
zwisa mi z koniuszka nosa
gdy umierali moi najbliżsi
gdy rodziłam światu dzieci
zawsze ze ścierką mydłem
i ryżową szczotką
nawet teraz
ciepłym rankiem w ogródku
pośród różowych stokrotek
gdy nastrój chwili
przypomina uroczego grubego poetę
dla dorosłych dzieci Edwarda Leara
w nocnej koszuli jak wstaje z łóżka
sympatyczną prawą nogą
jestem z grabkami miotłą
i kubłem na śmieci
Kiedy już wszyscy będziemy mądrzy
kiedy już wszyscy będziemy po szkodzie
i w naszych rajach nastanie ziemia
szaleństwo w usta nabierze wody
nadzieja wróci z ostatniej podróży
okradziona na dworcu centralnym
bez dokumentów portfela i wizy
może ją jeszcze rozpoznamy
po liniach papilarnych
gdzieś w kartotekach
odciśnięto kiedyś
wzór jej palca
palec Boży
na zamkniętych ustach
nic nie mów
nic nie mów zrobi to lepiej
cisza
Urzeka w książce Miry Kuś nieprzebrane piękno tego świata nazywane po imieniu. Jeżeli poetka zachwyca się ptakiem, to jest to sikorka modraszka, jeżeli snuje wspomnienia z dzieciństwa, to przypomina sobie ciotkę Bronkę od miodu, jeżeli opisuje kwiaty i drzewa, to nie są to bezkształtne rośliny, lecz zawilec, irys, sosna.
Zdaje się nam mówić Poetka, że należy tak się modlić, żeby w jednej ręce trzymać elementarz, a w drugiej atlas kwiatów, roślin, ziół. Albo jeszcze inaczej: modlić się w kuchni, modlić się przy krojeniu cebuli lub zmywając niebotyczną górę garów. Po prostu należy dobrze życzyć ludziom i sobie też. Jeżeli życzy się dobrze innym, to jest to właśnie nasza modlitwa powszednia, niezastąpiona niczym.
Poetka zdaje się w swoich wierszach podejmować niezwykłe wyzwanie – człowiek modlący się nie powinien rozdwajać życia na dni żmudnych prac i obowiązków i na specjalny czas modlitwy, wyłączony ze spraw życia codziennego, oddzielony od życia.
Wiersze Miry Kuś świadczą o tym, że modlitwa prywatna, cicha czy półgłośna, jest odmawiana w scenerii codziennego dnia, wśród codziennych spraw. Mimo że ciśnienie życia rośnie. Gęstnieje od dramatycznych spięć, prac, spraw osobistych czy też spraw wynikających z relacji z innymi, ze światem, z przyrodą. Poetka upiera się, że nie powinniśmy rozdwajać się, modląc się.
Jest modlitwa odświętna. Ale jest też codzienna. Modlitwa drobnych myśli, drobiazgów uczynnych, ciepłego żartu, ciepłego myślenia o kimś, i też – o czymś.
Modlić się można ze szczotką ryżową w ręku. Zwykłymi, drobnymi zajęciami. I wtedy modlitwa przechodzi w dziękczynienie. Wiersze Miry Kuś nie tylko podnoszą nas na duchu, rozradowują, pomagają myśleć, i to z niezwykle delikatnym, mądrym poczuciem humoru. Przede wszystkim prowadzą nas ku akceptacji życia, własnego, trudnego losu, ku dziękczynieniu – za to wszystko, co nas w życiu otacza, cieszy i dziwi.
Natura daje mi tajemne znaki
Natura daje mi tajemne znaki
i wywołuje mnie z łóżka
o wpół do pierwszej w nocy
wychodzę na balkon
sama przeciw całemu kosmosowi
słyszę jak głośno bije
moje serce
niewiele większe od pięści
a przecież musi sprostać
i wszystko to w sobie pomieścić
Upał
Upał.
Topi się asfalt i serce.
Samotność wyparowuje przez skórę.
Jestem lżejsza o pustkę.
W kuchni cicho.
Księżyc kładzie się błyskami
na szklankach w kredensie.
Zakradam się na palcach
w koszuli nocnej i boso.
Przecież to niemożliwe
– kiedyś na pewno przyłapię
prozę na poezji.
Kapliczka św. Floriana
Kapliczka
z bielonymi ścianami
w niej święty Florian
pyzaty uróżowany
jedno oko ma przymknięte
drugie uchylone
kto tym razem?
— a, to znowu Hela
z bukietem konwalii
szczotką i wiadrami
wiem wiem
stary dom drewniany
i bez odgromienia
czuwam no przecież czuwam
ale…
muszę to w końcu powiedzieć
– nie znoszę detergentów
przy takiej kąpieli
trudno i darmo
lecz cała świętość mi mija…
a potem się mówi we wsi
że moja wrażliwość na modlitwę
gdzieś się ulotniła
Mira Kuś, O, niebotyczna góro garów, wyd. Plus, Kraków 2004
LAM