GRUDNIOWY PORANEK
Z mgły
nieoczekiwanie
wyłaniają się oszronione drzewa i krzewy.
Biali kurierzy czyjeś obecności,
niosący mgliste listy
z tajemnymi pieczęciami.
W nieruchomych szatach, białych, misternych koronkach;
w wykrochmalonych, sztywnych krezach,
w których chronią miękkie, czujnie wyciągnięte szyje.
Cisza głęboko skrywa niepokój.
A jeszcze głębiej ukrywa – spokój. Wielki, bezbrzeżny
dar łaskawy odległych, śniegowych pól
ludzkiego umysłu.
Sprawy najprostsze. Czy spadnie śnieg?
Czy powietrze straci głowę i zawiruje
białymi śnieżynkami?
Zapach mlecznej porannej kawy
zakotwicza płynne kształty. Powoli
pojawiają się kontury i wyraźnieje krajobraz
pod znużonymi powiekami.
Jakiż to ptak
zaczyna nagle swą piosenkę?
*
***
Ciepło ciepło ciepło
coraz cieplej cieplej
jeszcze cieplej gorąco parzy
mróz śmierci
*
WSZYSTKO JEST NOWE
Wszystko jest nowe Nowe miejsce nowy krajobraz
nowy widok za oknem nowe biurko i łóżko
nowy świat zaskakujący cię za rogiem Żadnych powtórzeń
Aż nieswojo starych słów używać dla nowości potrząsającej
wszechobecną tutaj różą Róża jest różą jest różą
inną spiętą w girlandy baldachy ciężkie u drzwi domostw
pęcznieje w niej słońce i czas Inny Bo czas jest tu inny
chociaż odmierzają go takie same zegary Poczucie straty
odsuwa się za wielką wodę tam gdzie nie słychać szumu morza
i gdzie lipcowy zapach eterycznych olejków dusi się
w małych kotlinach A w parnym powietrzu przed wahającą się
burzą latają nisko jaskółki Boże jaki tam żal
Lecz nowe z dnia na dzień powszednieje
(aż tak szybko?) Ale czas Ten oprócz starych tajemnic
istniejąc nawet poza materią i przestrzenią ma swoje
warstwy podszewki schowki i kieszenie W nich płyną klucze
wędrownych ptasich cieni Może one otworzą
znaczenie czasu nieznane…
*
PRZEDWIOŚNIE
Monotonna modlitwa umarłego
pod topniejącymi śniegami
wybija się z ziemskiego tła
srebrzystym wodospadem leśnego strumyka.
Ciemna zieleń jodeł
w otulinie przedwiośnia
poi się wilgocią podpiwniczeń Czasu,
który poza materią i poza przestrzenią
swe źródło chroni.
Rozsrebrzone krople różańca
zsuwają się po smukłych
zielonych palcach jodeł.
Słychać w nich ciche i dalekie
wołanie.
*
Z moich zbiorów wierszy: „Przekłady z zieleni ” i „Między tym a tamtym brzegiem” (Na okładce obraz „Wyspa” Malarza Ciszy, jak go nazywam, Jerzego Mierzejewskiego).