Dzień Kobiet. Przez lata dostawałam w tym dniu urzędowy czerwony goździk i albo 10 dkg kawy, albo rajstopy. Szczególnie utkwił mi w pamięci 8.marca z końcówki lat 70., kiedy jako pracownica wyższej uczelni technicznej zostałam wraz z innymi zatrudnionymi w niej kobietami „zaproszona” na złożenie mi życzeń (!). Spędzono nas do ogromnej auli, gdzie przez ponad 40 minut, zbite w wielki tłum, oczekiwałyśmy na przybycie rektora-ministra (już nie pamiętam czym ministrował), który, traf chciał, był akurat bardzo zajęty mimo od dawna ustalonego programu „uhonorowania” w dniu ich święta podległych mu kobiet. W końcu mając dość wyszłam z sali nie poczekawszy na życzenia sukcesów „w pracy zawodowej i w budowie socjalistycznej ojczyzny”. Prezencik należał się wyłącznie kobietom, które posłusznie zostały dłużej i wysłuchały życzeń, w związku z czym nie dostałam kawy, a goździk kupiłam sobie sama. I na pamiątkę tamtego dnia robię to do dzisiaj, tj. 8. marca kupuję sobie jakiś kwiat.
W tym roku taki:
Pamiętam jeszcze jeden Dzień Kobiet, szczególny, w innej instytucji, w której również polecono kobietom zebrać się w pokoju konferencyjnym, aby dyrektor mógł im złożyć życzenia. Bo jest sprawą oczywistą, że żaden szef nie będzie chodził do swoich podwładnych, nawet po to, żeby im dobrze życzyć. Goździki były wręczane kobietom nie przez dyrektora, ale przez jego sekretarkę (!). Kiedy wróciłyśmy do swojego pokoju okazało się, że nas okradziono- koleżance mającej biurko tuż przy drzwiach ukradziono tylko portfel, mnie, siedzącej dalej, pewnie z pośpiechu ukradziono całą torebkę. Złodziej był uczciwy (!), bo po paru dniach dostałam telefon, że moje dokumenty i torebka – bez portmonetki– zostały znalezione w ubikacji pokrewnego biura, na drugim krańcu miasta.
Na pamiątkę(?) tych „honorów” rewaloryzacja mojej emerytury wynosi kilkanaście złotych rocznie; o ile w ogóle wynosi…
Pingback: Kobiety wszystkich płci